sobota, 28 czerwca 2014

Karmienie poza domem- Mini Be ci pomoże!

  Jestem z tych matek, które mimo małego dziecka- a nawet dwójki ;)- nie boją się wyjść z domu na dłużej. Oczywiście podczas takich wypadów trzeba dzieci nakarmić- i tu nasuwa się pytanie- w jaki sposób to jedzenie bezpiecznie ze sobą zabrać? Jak obiadki są w słoiczkach to nie problem,a co jak gotujemy swoje? Macie taki problem? Jak tak to chciałabym wam polecić pewien gadżet- pojemniczek Mini Be.
   Ja takowy osprzęt dostałam od znajomej- która swój także dostała. Jest to pojemnik o pojemności ponad 200 ml z przykrywką, na której jest specjalna luka z wciśniętą łyżeczką- wszystko wykonane z bezpiecznych dla dzieci materiałów. Co mi się podoba? Kształt. Jest on bardzo ergonomiczny i wygodny. Ta wypustka do trzymania jest bardzo przydatna- nie wkładasz paluchów do jedzenia a i po użyciu w mikrofalówce ( bo tez można) łatwo można za nią złapać i pojemniczek wyciągnąć. Pod spodem jest antypoślizgowa gumka, więc nawet na piknikowym- często niezbyt równym stole-jedzonko nam się nie ześlizgnie. Łyżeczkę polubiłam od razu- nie za szeroka, nie z głęboka- taka w sam raz.Także pokryta antypoślizgowym materiałem. Jak robię deserki, kaszki czy obiad to lubię karmić z tego pojemniczka. Bardzo wygodnie nabiera się jedzenie- nie ma żadnych zakamarków czy niewygodnych zagłębień.
  Cóż więcej napisać- Polecam i tyle :)







piątek, 27 czerwca 2014

Słoiczki z kawałeczkami- czy nie za wcześnie?

   Dzieci muszą jeść. Im starsze tym jedzą więcej i bardziej zróżnicowanie. W pewnym momencie także przychodzi czas, aby przejść z papki na jedzenie z kawałeczkami.....no i kiedy następuje ten moment??
   Jak już kiedyś pisałam- ja podaje dziewczynom na obiadki słoiczki.Są słoiczki po 4 miesiącu, po 6, po 7 i tak dalej. Bliźniaczki mają już skończone 7 miesięcy, więc słoiczki z takową numeracją kupuję. Po otwarciu stwierdziłam,że to są już dania z kawałkami np.- makaronu czy marchewki. Mimo iż jeszcze jako takich zębów nie mamy to sobie pomyślałam- jak dziewczyny będą to jeść??...lecz po podaniu pierwszych łyżeczek było wszystko jasne. Kawałeczki są na tyle miękkie i delikatne ( tak próbowałam),że dziewczyny spokojnie dziąsłami i językiem je rozgniatają. Wiadomo- pierwsze łyżeczki nie były takie bezproblemowe. Kilka razy babice miały taki ala odruch wymiotny- bo kawałki gdzieś tam z tyłu się dostały- ale mama się nie poddała. Jak by to moja mama powiedziała- dziecko musisz nauczyć. No więc codziennie po kilka łyżeczek i w końcu zaczaiły pannice o co w tym jedzeniu kawałków chodzi.
      Teraz wcinamy obiadki z grudkami,że aż. Do tego znalazłam także deserki z kawałeczkami- na 4 zdjęciu mus owocowy z kawałkami jabłek.
  No więc tak- dla mnie jak na słoiczku pisze,że od 7 miesiąca- to trzeba spróbować. Wiadomo,że nie wszystkie dzieci będą od razu bezproblemowo wcinały kawałeczki, ale musimy próbować i się nie poddawać. Dzieci są sprytne- w końcu kapną się o co w tym już dorosłym jedzeniu chodzi . Powodzenia!






czwartek, 26 czerwca 2014

Akcja- Mamy Lubią Mamy :)

No i ja przyłączam się do cudownej akcji społecznej pod tytułem: ' Mamy Lubią Mamy'. Na ten pomysł wpadła inna bliźniacza mama, gdyż stwierdziła,że często w matczynym świecie - tym realnym jak i blogowym-jest dużo nienawiści w stosunku do innych matek. Wiadomo,że nie da się tak,aby wszyscy się kochali i miłowali- ale jak pokazanie,że w matczynym świecie można się lubić, wspierać da do myślenia-to czemu nie :D
  Ja jestem mamą od 7 miesięcy ale nigdy nie unikałam innych matek. Wręcz lubiłam do nich chodzić,zajmować się dzieciątkami i słuchać o tych wszystkich rozterkach i problemach. Teraz sama mam te wszystkie rozterki na co dzień ale co tam- kocham je :)
   W moim otoczeniu w ciągu ostatniego roku zaroiło się od mamusiek. I co? No i zaczęłyśmy taki cykl spotkań. Ja z 7 miesięcznymi babami , Ewelina z najstarszą w gronie 3 letnią Julką, Justyna z 2 miesięcznym Olivierem, Asia z 3 miesięcznym Samuelem i Andrzelika z 10 miesięczną Victorią. Ostatnio także dołączyła do nas Magda- mama już chodzącego do szkoły Kacpra.   Taką bandą staramy się wyjść razem na jakiś sensowny spacer- tak raz w tygodniu. Podczas tych wypraw jest zawsze piknik i dużo rozmów- o czym? No pewno,że o dzieciach, wózkach i nadmiernych kilogramach :) No bo jak- same nowe mamy to o czym mamy nadawać? :)
  Za co ja lubię te mamy- za to,że są :) Nawet jak idę z dziećmi to jest to dla mnie całkiem co innego. Nie czuję się wtedy wyobcowana- bo mam bliźniaki. Każda każdej pomoże, nakarmi czy pobawi którejś dziecko. Wymieniamy się także doświadczeniami bo każda pyta i każda doradza. Czasami powiemy sobie dosłownie- nie rób tak albo tak- no ale dla mnie własnie na tym polega dobra matczyna relacja. Lubię te wyprawy i mam nadzieję,że staną się one takim naszym rytuałem :)





wtorek, 24 czerwca 2014

Dzień Ojca.

Ja jak zwykle spóźniona :P

  Dzień ojca- dzień w którym płeć przeciwna jest stawiana na piedestale. Nie oszukujmy się- panowie nie podchodzą do takich świąt tak jak kobiety. My to się zaraz przejmujemy, stroimy, szukamy prezentów, gotujemy coś specjalnego. A faceci- no ok dzień ojca -ale co w związku z tym?...
  Pewno jak dzieci będą większe to bardziej mąż poczuje co to za święto- bo i laurki i występy w szkole, moc uścisków i buziaków- a teraz to tak w sumie dzień jak co dzień...
  No ale nie ma co- tatuś w życiu dziecka jest potrzebny. Zależnie od rodzaju pracy- jest on  mniej lub bardziej obecny- ale jest. Mój mąż pracuje na nockach i większość dnia nie uczestniczy  w wychowaniu dziewczyn, ale o dziwo one bardzo dobrze wiedzą kiedy tatuś schodzi. Tylko R pojawi się na widoku to zaraz bliźniaczki mają uśmiechy od ucha do ucha. Ja nie wiem jak on to robi- ale jak on usypia marudną Hanię to ta momentalnie odpływa :) Śmiejemy się,że panny czują respekt :P
  Nie będę pisać o tym,że na pewno nie każdy tato powinien zasługiwać na ten tytuł. Tyle się teraz w wiadomościach słyszy o rodzinnych dramatach...Dla mnie ważne jest, aby mój mąż był dobrym ojcem- tak jak mój tato jest dobrym dla mnie. Wiadomo,że nie zawsze było różowo, ale ja mojego tatusia kocham najmocniej na świecie. Nigdy nie powiedziałam do niego per ojciec czy stary- za bardzo go szanuje. Jest on ze mną odkąd pamiętam i jakoś nie umiem wyobrazić sobie życia bez niego- bez mojego taty.
    Mam nadzieję,że pewnego dnia Hania i Weronika powiedzą to samo w stosunku do swojego tatulka :)



poniedziałek, 23 czerwca 2014

Niedziela po Angielsku.

    No muszę się zabrać za pisanie, bo coś ostatnio idzie mi jak po grudzie. Do tego znalazłam nowe zajęcie- szydełkowanie. Czemu? Bo zobaczyłam zdjęcie dzierganych japoneczek dla niemowlaków i normalnie zakochałam się. Osobiście szydełkowałam jakieś 10 lat temu, więc trochę mi zajmie przypomnienie sobie wszystkiego. No ale ja nie o tym. Chciałabym wam dzisiaj opisać jak wygląda typowa Angielska niedziela.
  W Polsce niedziela jest dniem wyjątkowym. Dniem, w którym celebruje się wartości rodzinne.Wspólny obiad, wspólne wyjście do kościoła,zero prania, prasowania czy naprawiania samochodów. W Niedzielę rodzina i znajomi wpadają na kawę i ciacho, jest odpoczynek oraz miła atmosfera.Pewno nie u każdego ale u nas w rodzinie niedziela zazwyczaj tak wyglądała. A jak jest w Anglii?  Tutaj niedziela jest dniem....sprzątania i wszelkich innych czynności domowych. W tym dniu kosi się trawniki, myje się samochody i sprząta dom. Większość Anglików nie chodzi do kościoła, więc ten rytuał odpada. Za to chodzi się z rodzinami do restauracji czy do barów. A tak do barów bo o ile się nie mylę to do 18:00 dzieci mogą przebywać w pubach. Są tam nawet specjalne zestawy obiadowe dla dzieci, czy na ogródkach jest mała strefa zabaw dla dzieci. Tylko ciut słoneczka i zaraz widać wszystkich na dworze. Jakby tak w polsce z dziećmi o baru to by zaraz zaczęli wyzywać i obgadywać- zwłaszcza w małych wioskowych społecznościach. Niestety w Anglii większość dużych zakładów pracy jest w niedzielę otwarta- na przykład moja firma- i niedziela jest dniem wolnym co 2 tygodnie. Czemu naszło mnie na pisanie o tym? Bo wczoraj poszłam z dziewczynami na taki poranny spacer do parku. Ludzi pełno, każdy mówi ci Dzień Dobry - nawet jak cię nie zna. Wszyscy uśmiechnięci i pogodni. I tak własnie sobie pomyślałam- dwa kraje- ta sama Niedziela a jakie inne jej postrzeganie.

czwartek, 19 czerwca 2014

Mundial kobieto!

Witajcie i wybaczcie przerwę w pisaniu- ale mundial leci :) Tak. Jestem z tych kobiet, co lubią oglądać piłkę nożną i właściwie wiedzą co to jest spalony :P hehe Wiem,że nasi nie grają, ale dla mnie liczy się sport. Czy poza tym na co dzień oglądam football? Nie- bo dla mnie piłka ligowa, w której wygrywa ten klub co ma więcej pieniędzy i może kupić lepszego zawodnika- to nie to samo. To nie fer i nie oglądam.
    No a tak poza mundialem co u nas? Dzisiaj strzela nam 7 miesięcy. Muszę dziewczyny zważyć i zobaczyć ile pannice przybrały w ostatnim czasie. Nie wiem czy śledzicie nasz profil na fb, ale swego czasu pisałam,że Hania przytyła mi tylko 200 gram w miesiąc. Zmartwiło mnie to,bo do tej pory przybierała taką książkową średnią a tu taki spadek. No więc trzeba monitorować czy to po prostu tak jej się teraz będzie przybierać, czy może coś z brzuszkiem? Nie ma co panikować na zapas- trzeba zważyć i będzie wiadomo :)
  Poza tym dziewczyny brną do przodu w nauce raczkowania. Dupeczka już się do góry unosi i czekam na ten posuwisty ruch do przodu. Już nie raz pisałam,że ja z tych matek co pokazuje i uczy maluchy nowych rzeczy- więc i raczkowanie im powoli pokazuje. Podsuwam jedną nóżkę i czekam aż się podsuną do przodu. Potem druga nóżka. Wygląda to bardzo podobnie do nauki turlania tylko noga bardziej idzie pod brzuszek niż z boku. No i zobaczymy czy będzie im się chciało raczkować,czy od razu pójdą w chodzenie- bo i tak czasami bywa :)
  Jak widzicie na zdjęciu poniżej pogoda u nas dopisuje. Wtedy spacery po 4-6 kilometrów dziennie mamuśka trzaska :)
   Poza tym ruszyłam w końcu dupkę i coś tam ćwiczę.Więc żegnam państwa- czas iść pomęczyć orbitreka w trakcie meczu Urugwaj-Anglia :D


poniedziałek, 16 czerwca 2014

Śniadanie mistrzów

A dzisiaj ciut kulinarnie. Dziewczyny mają już prawie 7 miesięcy więc coraz więcej smaków odkrywają. Ostatnio u nas na tapecie było mango :)
 W zależności od kraju w którym mieszkamy występują różne opinie na temat tego, kiedy zacząć podawać mango. Tu w Anglii już w deserkach od 4 miesiąca występuje ten osoc, więc czemu samemu nie spróbować zrobić pysznego świeżego musu?
    Przygotowanie musu z mango nie jest trudne. Potrzebujemy do tego oczywiście mango, nóż i blender. Ja nabyłam całe mango. Rozkroiłam na pól i ze zdziwieniem stwierdziłam,że mango ma ogromną...pestkę! Nie wiem czemu, ale nie spodziewałam się aż takiej wielgaśniej ;). Do tego ta pestka jest płaska! heh cóż uczymy się całe życie. No ale wracając do mango. Połówkę bez pestki nacinamy nożem robiąc kratkę- nie przecinając skóry. Odwracamy mango jakby na lewą stronę i odkrawamy wystający miąższ. Do blendera i miksujemy na piękną papkę.
  Mango samo w sobie nie jest zbyt słodkie więc ja zrobiłam troszkę kaszki i dziewczynom na drugie śniadanie zaserwowałam. Jak widać- smakowało :D









sobota, 14 czerwca 2014

Babska wyprawa.

Uwielbiam takie wypady. Same babice, długi spacer i rozmowy w doborowym towarzystwie. Mimo iż byłam z dziećmi zawsze jest to jakaś odmiana od tego siedzenia w domowych pieleszach. No to może od początku.
  W środę moja skromna osoba wraz z czterema innymi dziewczynami wybrałyśmy się nad jeziorko. Był to długi spacer -bo niecałe 5 kilometrów w jedną stronę, a że pogoda była nawet nawet więc grzech było nie wykorzystać okazji. Każda z obecnych pań była z wózkiem :D hehe tak jakoś wypadło,że same matki się wybrały. Wiek dzieci? Poza 3 letnią Julką- reszta maluchów poniżej 9 miesięcy. No i poszłyśmy. Śmiałam się,że jak ktoś nas widział to schodził z drogi, bo wyglądałyśmy jak jakaś mamuśkowa mafia :D Nad samym jeziorem także przyciągałyśmy ogólną uwagę no bo 5 kobiet, 5 wózków i 6 dzieci to już jest coś :D    Wiadomo, dojście nad jeziorko zajęło nam trochę czasu bo co róż jakieś dziecko chciało jeść, czy wymagało zmiany pampersa- ale udało się. Nad samym akwenem było cudownie. Słoneczko co róż wychodziło, stolik był pełen łakoci a tematów do rozmów w bród.  Nawet nie wiem kiedy zrobiła się 15:00 i trzeba było wracać. No cóż- liczę na to,że niedługo znowu się wybierzemy na taki babski wypad- bo baterie naładowałam do pełna :D








czwartek, 12 czerwca 2014

Prasowanko.

Prasowanie. Czynność, której wiele osób nie lubi, a wiele w ogóle nie praktykuje. Ja należę do osób, dla których prasowanie nie jest przyjemnością. Nie wyciągam żelazka codziennie, czy po każdym praniu nie ustawiam prasowalnicy. Ja swoje rzeczy prasuję jak muszę- wyjątkiem są ubrania dziewczyn.
  Gdy przygotowujemy się na przyjście na świat dziecka, często słyszymy,żeby wszystko porządnie wygotować i wyprasować- aby pozbyć się zarazków.No więc ludzie prasują wszystko co ma styczność z dzieckiem- dosłownie wszystko. Ja tam nie uważam tego za zbyt dobre, no ale jak każdy woli. Osobiście nie prasuje np. pieluch tetrowych bo nie są one wtedy tak chłonne- czyli nie spełniają swojego głównego zadania. Nie prasuje także prześcieradeł,czy skarpetek i majtek ( tak znam takie osoby!)  Prasuję nie dla wypalenia bakterii, tylko żeby moje dzieci wyglądały ładnie i schludnie.
   A kiedy mam czas na prasowanie? Własnie to jest kluczowe pytanie :D W ciągu dnia nie ma na to szans-do dziewczyn trzeba co chwilę podchodzić i się nimi zajmować, a gorące żelazko w otoczeniu dzieci mi się nie widzi. No więc moje prasowanie odbywa się po nocach.Ostatnio niezłą kupkę skończyłam o 22:30 . No cóż- ciut mniej snu, ale jaka satysfakcja z tego,że moje dzieci wyglądają czysto i schludnie :D
   A jak jest u was? Maniakalnie machacie żelazkiem czy omijacie je szerokim łukiem?


wtorek, 10 czerwca 2014

Naturalne gryzaki

Był post o eko klockach no to teraz o eko gryzaczkach. Nie to żebym była jakaś eko- maniaczka, ale jak się da inaczej niż plastik to czemu nie? :)

   Gryzaczki- niezbędnik każdego dziecka w domu. Występują one w najróżniejszych kształtach, kolorach i maściach. Teraz, gdy ząbkowanie w toku gryzaki są towarem niezbędnym - nawet na spacerze. Niestety moje pannice szybko nudzą się danym gryzakiem.... No ale który gryzak jest najlepszy? A no taki, co w sklepie nie do kupienia jest :D
  Pewnego razu, jak mąż wrócił z pracy usłyszałam,że mam im dać do gryzienia suchą kromkę chleba. Spojrzałam na tego mojego chłopa z politowaniem i mówię- no ale jak? suchy chleb? Przecież to jest twarde i porani dziewczyn delikatne dziąsełka?!. Mąż mnie uspokoił,że znajoma  z pracy- doświadczona matka- poleciła mu ten sposób na ząbkowanie. Tak sobie pomyślałam- a co tam- spróbuje.  I wiecie co- jest to genialny pomysł! Dziewczyny już samym dotykaniem kromki chleba były zaciekawione, a jak małe dziecko czymś się zaciekawi to co z tym robi? Wkłada to do buzi :D Chropowata powierzchnia kromki lekko i delikatnie drapie dziąsła, co dziewczynom ewidentnie przynosiło ulgę. Do tego zawsze to troszkę glutenu i nowego smaku. Ogólnie u nas suche kromki sa na tak :) Polecam!
  Drugim w pełni naturalnym gryzakiem jest....kość udowa z kurczaka :D Tak- dobrze widziciee :D Ten pomysł podpatrzyłam kiedyś u mojej szwagierki. I tak ostatnio jedząc kurczaka przypominałam sobie o tym,że przecież mogę dać bliźniaczkom kość do gryzienia. Oczyściłam ją ze wszystkich resztek i dałam Weronice do rączki. Na początku była oczywiście obserwacja, ale dość szybko kość trafiła do buzi. Niby mięsa nie było, ale jednak jakiś tam smak pozostał i co chwilę tylko pannica się oblizywała, a gryzienia było oj było :)
 A jak śledzicie nasz profil na Facebooku to pewno wiecie,że i marchewka robi u nas za gryzaczek :D








sobota, 7 czerwca 2014

Drewniane zabawki.

   Jak każdy rodzic zwracam dużą uwagę na to czym obecnie bawią się moje dzieci- i ciągle myślę o tym czym będą się bawić w przyszłości. Niestety nasze pociechy to pokolenie  XXI wieku i pewno bez telefonów, komputerów i wszelkich padów się nie obędzie...no ale ja jako rodzić mogę mieć wpływ chociaż na to jakiego rodzaju zabawki im kupię :)

  Niech teraz każdy cofnie się do swojego dzieciństwa- czym my się bawiliśmy?? Ja najmilej wspominam kolejkę elektryczną, do tego liczydło, klocki oraz pajacyk- wszystko drewniane. Własnie- drewniane. Zero plastiku, chemii i Made in China ;). Trzeba było używać wyobraźni, dzięki czemu zabawa mogła trwać i trwać. Czemu o tym piszę- bo chciałabym wam polecić pewnego producenta- własnie drewnianych zabawek. Jest to polski producent- co dla mnie ma duże znaczenie- bo Polski przemysł trzeba wspierać :)
No ale do rzeczy Dobre bo: Polskie- Drewniane-Nietoksyczne- Spełniające normy bezpieczeństwa. Czego chcieć więcej?
Oto poniżej kilka zdjęć zabawek  wykonanych przez Ezabawkarnie, oraz linki do sklepu i fun-page  -gdzie można nabyć ich produkty. Wystarczy kliknąć i zostaniecie przeniesieni do drewnianej krainy :D

Prawie zapomniałam- przy zakupie podajcie hasło- Bliźniacze Różowe Cuda- a otrzymacie niespodziankę! :)

A na sam koniec taka mała anegdotka z życia wzięta. Moja znajoma -Czereśnia -chciała kupić prezent dla pewnego dziecka. Matka owego maluszka zażyczyła sobie, aby zabawka nie była typu Made in China....i co?? I Czereśnia musiała odciąć metkę, bo w sklepie nie było ani jednej zabawki nie z Chin....









piątek, 6 czerwca 2014

Wymiotowo.

    Tak wiem,że temat nie należny do najmilszych, ale niestety u nas jest obecnie na tapecie.
Wymioty- nie mylić z ulewaniem- zaczęły się u Weroniki kilka dni temu. Zazwyczaj po porannej kaszce. Na początku myślała,że to po glutenie gdyż dostawała już duże ilości kaszki manny do swojej zwykłej kaszki. Niestety zmniejszenie a nawet całkowite wykluczenie glutenu nic nie dało. Wymioty nadal się pojawiały. Myślałam też,że to może przez zęby? Może...
   Wiem,że maluchom czasami wymioty się zdarzają, no ale nie codziennie! W końcu poszłam do lekarza. Ponaciskał brzuszek, osłuchał, sprawdził i nic. Nie miał podstaw aby przyczepić się do czegokolwiek- poza lekkim kaszelkiem, który może powodować cofanie się pokarmu. Z zaleceniami obserwacji wróciłam do domu. No i dalej to samo. Tak zaczęłam dokładnie sobie wszytko sprawdzać, analizować i stawiam na katar idący gardłem, gdyż dziewczyny coś próbują odkrztuszać, ale nie zawsze się udaje. Najgorzej właśnie po nocy- nazbiera się tej flegmy i nie umieją sobie z nią poradzić- jedynie wymioty powodują ulgę.Po tym już kaszel ustaje i jest spokój na resztę dnia. I tak dzisiaj rano kąpałam najpierw Weronikę, potem Hanię no i na końcu siebie- bo próbując uspokoić jedną pannicę mi też się dostało.
 Lekarz dał czas do poniedziałku- jak nie przejdzie to mam wrócić. Muszę je zważyć, czy nie tracą na wadze bo to nie jest dobre. Cóż uroki macierzyństwa co?...


Mamy Wyniki!

Kochani no i oto są wyniki! Konkurs był zacięty do ostatniej chwili.... Tylko jury nie miało problemów z wyborem swojej ulubionej minki :) Dziękujemy wszystkim za udział i gratulujemy Wygranym :)