środa, 30 kwietnia 2014

Stylowa Środa czyli czerń i biel.

    No to dzisiaj mamy kolejną mamusiową stylizację. Taka codzienna- na długi spacer. Myślałam,żeby się lekko wystroić- jakieś buciki na obcasie czy cuś- ale u nas to wszędzie górki są! a pchać te małe kloce w szpilkach pod górę mi się nie uśmiecha :)

   No więc cóż mamy na sobie? Ukochane stare jeansy z Primarka w które się ciągle mieszczę-mimo przytulenia kilku dodatkowych kilogramów. Do tego czarna bluzka- prezent od jednego z portali internetowych . Na wierzch kurtka z eko skóry w odcieniu ciemnego granatu firmy Orsay. Nie czarna? Nieee- bo trzeba troszkę tą czarną stylizację załagodzić.
  No to teraz buty- zresztą ważna część kobiecej garderoby. Jakbym ubrała czarne to by było już za ciężko, więc do kontrastu wybrałam białe cichobiegi z Nike. Jak  na dole coś białego, to i  na gorze też trzeba coś dać. Niestety torebka odpada- bo chyba na głowie bym ją nosiła :P więc wybrałam białą dekoracyjną chustę na szyję.

   No ale  kto tam jest ze mną na drugim zdjęciu? To jest mała Julka, a mnie nazywają jej drugą mamą. Czemu? Bo byłam przy jej porodzie i było to-poza porodem mojej dwójki- jedno z najpiękniejszych przeżyć w moim życiu :D

 I tyle- prosto wygodnie i chyba nawet wygląda ok :D



poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Pępuszek okruszek.

Mam do was pytanie- czy czyścicie maluszkom pępki? Nie wtedy, kiedy pępowina jeszcze jest- chodzi mi jak pępowina już odleci. Czemu pytam?
  Co kilka dni jak kąpię dziewczyny to zwracam uwagę na pępuszki. Dzisiaj gdy rozbierałam Weronikę do kąpieli to kolejny raz zrobiłam oględziny pępuszka. Weroniki pępek jest taki 'dziwny'- dolną połowę pępka zasłania skóra z brzucha. Jak będzie starsza, to pewno jej to się zmieni,ale teraz delikatnie tą skórę palcem ruszyłam aby ujrzeć cały pępuszek. No i było tam takiego 'syfku'.I tu moje pytanie- taki mały pępek jak się czyści? I czy w ogóle się czyści?To takie delikatne wszytko jest.
Wiedziałam,że nie mogę tego tak zostawić,żeby nie zaczeło się ślimaczyć, więc wzięłam patyczek do uszu i delikatne to wszytko usunęłam. Pępuszek jest teraz czysty i zdrowy.
  A jak jest u was? Czyścicie pępuszki waszych maleństw?

niedziela, 27 kwietnia 2014

Nowe pozycje :)

No i zaczęło się :D Wędrowanie po łóżeczku, podłodze.... Dziewczyny nabywają nowych umiejętności co wiąże się z tym,że mama ma panikę w oczach. Czemu?

 Weronika nie umie się jeszcze w pełni obracać na brzuch- ta ręka ciągle jej przeszkadza. Niestety ona bardzo lubi się przekręcać w trakcie zasypiania, więc często gęsto zasypia w pozycji brzuszno-bocznej. A ja potem myślę,czy sobie w takiej pozycji czegoś nie zrobi? Czy jej krew do ręki dopływa?. Na szczęście głowa jest zawsze na boku, a jak mocno zaśnie to staram się ją przekręcić chociażby na pełny bok. Nie zawsze jest to możliwe, ale lepsze to niż brzuch do spania.
A Hanka to jeszcze lepsza jest :D Ona to już przekracza wszelkie granice. Na macie interaktywnej to chwili nie poleży spokojnie, tylko zaraz się przekręca. Ona jest lżejsza i łatwiej jej wyciągnąć rękę spod siebie.Więc trenujemy na brzuszku teraz dość intensywnie :)
To tego znalazła sobie zabawę jak leży w łóżeczku- wędruje na bok i kopie w grajka przyczepionego do łóżeczka. Martwię się,żeby za mocno nie kopnęła i nie uderzyła się głową w szczebelki. No ale cóż- nad wszystkim kontroli nie mogę mieć.
A jak już leży wzdłuż łóżeczka to tez nie spokojnie- wtedy jej zajęciem jest kopanie w przewijak :D ta to ma wyobraźnie :D


sobota, 26 kwietnia 2014

Chrzcinowo.

No w końcu chwila spokoju więc nadrabiam. Jak już pisałam wcześniej w Wielkanoc- po wielkich trudach i walce z upartym księdzem- ochrzciliśmy nasze królewny. Jak wyglądał ten dzień? Wprost cudownie :D

 Początek Niedzieli wyglądał zwyczajnie. Pobudka, karmienie, przewijanie. Gdy dzieci zostały już ogarnięte przyszedł czas, aby dorośli wzięli się za siebie. Po kolei zaczęliśmy się szykować a ponieważ msza była o 10:30, a w domu dorosłych osób sztuk cztery to trzeba było się streszczać. Pewno wyobrażacie sobie tą bieganinę hehe :D Blisko godziny dziesiątej zaczęli się zjeżdżać goście. Wszyscy wystrojeni, podniosła atmosfera- a ja znowu poczułam się jak podczas ślubu :D Ach cóż to był za dzień.... O dziwo o godzinie 9:50 wszyscy byli wyszykowani, dzieci w fotelikach i można było jechać.
 Sam Chrzest odbywał się po mszy Wielkanocnej. Wierni wyszli z kościoła i w kameralnej atmosferze zaczęła się ceremonia. Oczywiście Hanka próbowała przegadać księdza :) Na każde jego zadnie ona swoje gaa buuu buuu :D Duchowny próbował zachować powagę,ale mały uśmieszek pojawił się na chwilę na jego twarzy. Ogólnie dziewczyny były bardzo grzeczne z czego byłam dumna :D

  Reszta dnia minęła bardzo rodzinnie. Najpierw obiad, potem kawa, potem podwieczorek itp- jak to w polskiej tradycji się odbywa :) I powiem szczerze,że brakowało mi takiego spotkania. Siedząc już tyle kat w Anglii takich spotkań mam jak na lekarstwo niestety.
Koło 19:00 było po imprezie. Wszyscy się porozjeżdżali do domów a mi zrobiło się smutno...bo kolejna okazja do bycia razem nie wiadomo kiedy będzie....ach

No a teraz troszkę modowo. Ja miałam na sobie mój ukochany miętowy sweterek, buty ślubne i cudowną tiulową spódnicę za kolano.Wiem,że ta długość skraca, ale szpilki były dosyć wysokie więc jak dla mnie kompromis został zawarty. Moje małe modnisie ubrane były w przepiękne sukienki koloru ecru. Nie były to identyczne sukienki, no bo w końcu dziewczyny też nie są identyczne :) Weronika miała sukienkę ze srebrnymi brokatowymi kropeczkami, a Hani sukienka była gładka. Do tego sweterki zrobione przez moją mamę i kamizelki, które dostałyśmy w prezencie od jednej z cioć :) Na główkach małe miały cudowne opaski zrobione przez koleżankę Anię. Buciki do kompletu też były, ale okazały się za duże :(więc były trzewiki zrobione już dawniej przez moją mamę. Toż to nawet ksiądz stwierdził,że damy są wystrojone :)
 





czwartek, 24 kwietnia 2014

Gruszka czy frida?

    Witajcie kochani po kilkudniowej przerwie. Normalnie czułam się jak na odwyku nie mogą nic klepać na klawiaturze ;) Ponieważ jestem już z powrotem w Anglii i padam na twarz po męczącej podróży, dzisiaj króciutko z pytaniem- co jest lepsze do oczyszczana małego noska- stara dobra gruszka czy nowość na rynku- frida?
  Jeszcze zanim byłam w ciąży chciałam zrobić ciężarnej koleżance przydatny prezent. Poszłam więc do apteki po aspirator do nosa- nabyłam wtedy fridę. Do koleżanki niestety jakimś sposobem prezent nie dotarł i tak leżał u mnie w szafie przez długie kilkanaście miesięcy. Gdy moje dziewczyny przyszły na świat to przypomniałam sobie,że mam takie dziwne coś do oczyszczania noska. Wyciągnęłam fridę z pudełka, przykładam do noska i? I to było ogromne przy ich mini noskach. Nie było nawet mowy,że ja miałam tego używać. No i cóż tu począć?? W krótkim czasie mój tato przylatywał do Anglii więc nabył w aptece starą dobrą gruchę do nosa. To okazało się strzałem w dziesiątkę. Dziewczyny miały tak malutkie otworki,że frida zajmowała im pół nosa, a gruszka ładnie delikatnie wchodziła na kilka milimetrów.
  Gruszka była w użyciu aż do teraz. Czemu zdecydowałam się na zmianę ? Bo dziewczyny już tak się kręcą, łapią za wszystko co mają w zasięgu, więc używanie gruszki zrobiło się mało komfortowe i przy tym mało bezpieczne. No więc przeprosiłam starą dobrą fridę i użyłam jej dzisiaj po raz pierwszy. I co? i powiem wam,że dla mnie bomba!Żałuję,że wcześniej sobie o niej nie przypomniałam, bo komfort tej jakże brudnej roboty jest całkiem inny ;) Dziewczyny nadaj się kręcą i łapią za sprzęt, ale teraz mogą złapać za kabelek i na chwilę jest spokój. Do tego ta pewność,że rurka nie wejdzie za daleko do nosa- co jest niestety możliwością podczas używania gruszki.

Mój werdykt- gruszka na samym początku, ale potem frida rządzi :D




sobota, 19 kwietnia 2014

Świątecznie i stylowo.

Kochani ja tak na chwilę. Chciałabym wam życzyć spokojnych Świąt Wielkiej Nocy w radosnej i rodzinnej atmosferze!

Tak na szybko co u nas. No dzisiaj strzeliło nam całe 5 miesięcy! Matko kiedy to zleciało :)
Jutro mamy Chrzciny wiec będę bardzo zajęta, do tego w środę już wracamy do Anglii wiec na blogu pewno  mały przestój się szykuje- ale nie uciekajcie:)

A tu dzisiejsze zdjęcia z wyprawy ze święconką. Dziewczyny mają na sobie sukienki od cioć- Ali i Iwonki :) a mama ma buty ze ślubu, które kocha. Do tego bluzeczka nowo nabyta w pl i spódnica Ala Marilyn Monroe. Trochę wiało i mama nie wyszła zbyt korzystnie na zdjęciu ale co tam :)

Jeszcze raz wszystkim Wesołego Alleluja!



czwartek, 17 kwietnia 2014

Pleśniawkowa walka.

Pleśniawki czyli małe białe plamki to nic innego jak grzybicze zapalenie jamy ustnej. Dzieci mogą się zarazić na wiele sposobów,które każda mama pewno zna. Moje dziewczyny mają pleśniawki już po raz drugi.
   Pierwszy raz wystąpił biały nalot jak dziewczyny miały kilka tygodni. Nawet nie miałam pojęcia, ze to pleśniawki- dopiero mama mi powiedziała. Dla mnie to był biały nalot z mleka. Cóż, jako młoda matka tez mam prawo nie wiedzieć wszystkiego. Kilka dni stosowania Aphtinu i było po wszystkim.
  Jakoś dwa tygodnie temu na języku u Weroniki pojawiły się małe plamki. Na pierwszy rzut oka wyglądało to jak przyklejone resztki kaszki. Próbowałam to zmyć wacikiem, ale nic nie schodziło...dało mi to do myślenia- co to-pleśniawki? Ale to wyglądało całkiem inaczej niż za pierwszym razem! Niestety mama znowu potwierdziła,że to jest właśnie to. Cóż, dziewczyny teraz tak pchają wszytko do buzi....miałam ten aphtin i zaczęłam smarować Weronice w buzi.  Niestety mało to dało i nalot zaczął się rozchodzić. Do tego Hania też przejawiała objawy pleśniawek- czy one zawszę muszą się wszystkim dzielić? 
  No i smarujemy, wyparzamy smoczki, myjemy gryzaczki ale mało to daje....biały nalot ciągle jest.

  W Poniedziałek byłam z dziewczynami u pediatry. I co pani doktor powiedziała o pleśniawkach?że ten aphtin nie działa i żeby smarować wodnym roztworem fioletu. Najzwyklejszy na świecie roztwór fioletu! Kupiłam, smarowałam kilka razy i wszytko poschodziło :) tak mało wystarczyło, aby pozbyć się tego świństwa!

Ps: wolę metodę fioletu i trochę brudnych ciuchów, niż metodę na mocz ;) nie słyszałyście o tej metodzie? Ponoć tak nasze mamy leczyły pleśniawki- łapały siuski na pieluchę tetrową i tą zsikaną tetrą przemywały jamę ustną. To ja już wolę ten fiolet ;)

A tu jest dowód na to,że Weronika ssie palucha jak ja nie widzę :)




wtorek, 15 kwietnia 2014

Najgorzej jest do...

   Nawet nie zdajecie sobie sprawy, ile razy już słyszałam jedno i to samo zdanie co do dzieci:  "najgorzej jest do....".
    Gdy małe się urodziły, to ciągle słyszałam,że najgorsze jest pierwsze sześć tygodni po narodzinach dziecka. Nie powiem, było to bardzo ciężkie sześć tygodni. Gdyby nie pomoc mojej mamy to nie spałabym chyba w ogóle. Dziewczyny jadły co dwie godziny, często razem, a jeszcze częściej osobno. Przykład? Hania budzi się o północy na jedzenie. Posiłek zajmuje jej około 30 minut. Kończy i zasypia. Za pól godziny budzi się Werka. Jej posiłek tez trwa pól godziny i zasypia. Czyli która już jest? 01:30 -co oznacza,że minęło już półtora godziny od posiłku Hani i za pól godziny bedzie płacz. Chyba każda mama bliźniaków zna taką sytuację.
  No ale minęły te niby najgorsze sześć tygodni i co? I zaczynam słyszeć,że najgorsze są pierwsze trzy miesiące. Dziecko tylko je, śpi i robi w pampersa a dopiero potem zacznie reagować, bawić się grzechotkami. I po 3 miesiącach będzie z dzieckiem większy kontakt. Nie będę udawać-nawet nie wiem kiedy uciekły mi te 3 miesiące i co wtedy usłyszałam? Że najgorsze jest pierwsze pól roku :) hehe wtedy to już zaczęłam się z tego wszystkiego śmiać :) 
  Wczoraj byłam z dziewczynami u lekarza i w poczekalni była kobieta, która ma dwójkę bliźniaków. I co ona mi powiedziała? Że najgorszy jest pierwszy rok :) no to padłam- ileż można! :D  
No to jak w koncu jest z tymi dzieci? Jaki okres jest najgorszy? Ja ze swojego doświadczenia mogę powiedzieć, że ten najgorszy najgorszy okres mam już za sobą- ten okres kiedy one były takie malutkie i delikatne. Kiedy jadły co chwilę i nie było z nimi żadnego kontaktu. Na prawdę- w porównaniu do pierwszych 2 miesięcy teraz to jest luz :).. Lecz zdaję sobie sprawę, że kolejne najgorsze - czyli ząbkowanie i nauka chodzenia- dopiero przede mną :)
A na koniec napiszę wam co usłyszałam od pani celnik z Wrocławskiego lotniska: ona też ma bliźniaki i nie będzie mnie pocieszać- będzie tylko gorzej. To co to juz nie ma pozytywów posiadania bliźniaków???     Jak dla mnie są dwa duże, ogromne pozytywy- Hania i Weronika :)


poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Mama poleca zdolne babeczki vol.2

Kochani dzisiaj chciałabym wam pokazać prace kolejnych dwóch uzdolnionych kobitek. :)

Zacznijmy może od Stelli, która swoimi dłońmi tworzy cuda z papieru. Dokładnie mówiąc- scrapbooking :) zamówiłam u niej trzy kartki na specjalne okazje. Nie, nie takie zwykle prostokątne kartki. Chodzi o wyjątkowe kartki pudełeczka na specjalne okazje- dwie na ślub a jedna z okazji narodzin. Na pierwszy rzut oka wyglądają one niepozornie, ale wystarczy ściągnąć wieczko i naszym oczom ukazują się przecudowne ręcznie wykonane szczegóły :) Cóż będę pisać- wszytko widać poniżej. Ps. Jak macie Ochotę pooglądać inne prace tej pani to zapraszam na jej stronę: http://stella-roche.blogspot.com/






A drugą utalentowaną panią znalazłam przypadkiem skacząc z bloga na bloga. Wykonuje ona takie cuda ze zwykłego filcu,że czasami to aż nie dowierzam jak widzę nowe prace! To trzeba być kreatywnym,że ach! Tutaj znajdziecie jej filcowe cuda.: http://pracerecznemamy.blogspot.com/






Polecam :)

niedziela, 13 kwietnia 2014

Recenzja numer 3.

Kochani chciałabym wam dzisiaj przedstawić recenzję urlopowego wózka numer 3.
   Jak to bywa na wychodnym z bliźniaczkami,w każdym nowym miejscu musimy załatwiać wózek. Obecnie przebywamy u teściowej i tutaj udało się załatwić model bliznaczay marki Ring Duo. Jest to wózek dość masywny.... Dość? Jest on tak ciężki, że jak złożyłam tą karecę, żeby wnieść na piętro, to nie byłam w stanie go unieść! Conajmniej 15 kg żywej wagi! Poza tym wózek jest nierozkładalny na części mniejsze  czyli duże auto obowiązkowe.
  Pierwszy raz mam też styczność z wózkiem, w którym bliźniaczki nie są od siebie oddzielone. Po tygodniu używania mogę powiedzieć, że  jak dla mnie jest to najgorsza w opcji blizniaczych z którymi miałam styczność. Dziewczyny stykają się ze sobą,wiec usypianie jest bardzo niewygodne. Jedna śpi, druga się kręci i zaraz budzi tą pierwszą. Jedna podczas snu się przeciąga i ręką uderza drugą w twarz....a ta budzi się z płaczem bo oberwała. Dlatego ja zastosowałam sposób- zazwyczaj kładę jedną wyżej a Drugą niżej- bo Weronka to właśnie tymi rękami macha we śnie.
   W tym modelu jest ogromny koszyk na zakupy, ale za to koła są nieskrętne co jest bardzo uciążliwe przy tak ciężkim wózku. No i  znosi go na lewo a ja nie mam pojęcia jak to naprawić.... jakieś pomysły? Koła są napompowane więc to nie to...
  A co z pozytywów? To to,że wózek jest :) mam w czym wyjść na spacer i to się liczy. Ale nie powiem- wprost nie mogę się doczekać mojego ukochanego czerwonego, lekkiego i zwrotnego wózka :)




piątek, 11 kwietnia 2014

Jak obecnie wygląda nasz dzień.

Co kilka tygodni zmienia się u nas rozkład dnia. Ostatnio doszło do zmian, gdy zaczęłyśmy jeść łyżeczką. Więc jak obecnie wygląda u nas dzień?
   Więc tak. W nocy jeszcze się budzimy ale...ale nie jemy już mleka! Tak- dziewczyny nie chcą już mleka w nocy. Próbowałam dawać, ale po 2 łykach butelka była wypluwana, więc nic na siłę. Karmienie jest przy jednej ze stałych pobudek- tak koło 5 na ranem. Wtedy papu i śpimy dalej.
   Wstajemy o? No właśnie...wstajemy o tej, o której Hania się obudzi, bo to ona jest przodowniczką -zawsze budzi się pierwsza....niestety często jest to 6:00 :( W 99% jest to pobudka z rykiem więc biorę ją koło siebie, żeby nie obudziła Weroniki. Jak Hania ma dobry dzień to nadaje jak najęta,sama się sobą zajmuje... a ja ledwo widzę na oczy. Jak ma gorszy dzień, to nie poleży, tylko trzeba iść z nią na leżaczek lub matę interaktywną. Weronika za to śpi tak do 7:00- 7:30. Budzi się spokojnie, bez wrzasków. Potrafi leżeć i gadać sama do siebie, a czasami nawet zaśnie jeszcze na chwilę. 
   Tak koło godziny 8 rano jesteśmy wszystkie na nogach i powoli trzeba szykować jedzenie, bo baby robią się głodne. Ponieważ jesteśmy już duże, na śniadanko jemy kaszkę mleczno- ryżową. Pamiętam naszą pierwszą łyżeczkę- to była kaszka z sokiem brzoskwiniowym :) Po niecałym miesiącu o łyżeczce znamy także inne smaki- malinę,wanilię, banana i morelę. Jak zdołałam przejść przez tyle smaków? Bo na nie dwie jedna kaszka starcza na około 3-4 dni.
  No to śniadanko za nami i czas na drzemkę. Ponieważ kaszka syci na dłużej kolejny posiłek jest koło 12:00. Co wtedy? W sumie zależy od dnia- albo butla albo słoiczek. Tak- podaje im jedzenie ze słoiczków bo wolę to, co jest w jakiś sposób kontrolowane i nadzorowane, niż te pędzone owoce i warzywa...zwłaszcza w sezonie zimowym. A,ze nie posiadam własnego ogródka to też swoje robi. No więc po posiłku idziemy na spacer, który obecnie trwa nawet 3 godziny. Często gęsto po powrocie do domu damy nadal śpią, więc bywa że i 4 godziny zaliczą. Po tak długim śnie wiadomo,że brzuszki będą puste więc butla idzie w ruch ( lub słoiczek, zależy co było przed spacerem). Czasami robię przerwę i nie podaje słoiczka ,tylko dwa razy mleko. Niech żołądeczki odpoczną od smakowych nowości.
   Nawet nie wiem kiedy robi się 17:00 i powoli trzeba szykować się do kąpieli, a kąpiel dwóch maleńst też jest czasochłonna. Wykąpane? więc czas na kolację, która nie jest posiłkiem bez problemów. Jeżeli dziewczyny są bardzo zmęczone, to nie chcą zbytnio jeść....marudzą i tylko piją herbatkę. Wtedy dostają na śpiocha koło 21:00 butelkę. Jak jest jeszcze spokojnie, to czasami zamiast wieczornej butelki daję im kaszkę - "smaczna kolacja" która jest bez dodatku cukru- i po niej spanko.
 Gdy przychodzi godzina 19:30 dziewczyny już smacznie śpią, a ja mam chwilę dla siebie...zanim sama padnę w objęcia morfeusza :)

Na dobre spanko- Wercia i jej Irokez oraz Hania, której jak zwykle coś nie pasuje (lecz nawet wtedy wygląda przesłodko :)
                                    


czwartek, 10 kwietnia 2014

Zapraszam do konkursu.

Witajcie kochani . Dzisiaj tak z innej beczki. 

     Chciałam zapowiedzieć konkurs który organizuje  zaprzyjaźniony portal RabatyRodzinne.pl. Konkurs będzie wymagał kreatywnego myślenia ale i nagrody będą atrakcyjne. Nagród głównych  będzie 3 i będą to atrakcyjne wyjazdy weekendowe nad morze w góry i na mazury w 3 wiodących kurortach. Będą również dodatkowe nagrody pocieszenia. Konkurs rusza 18 kwietnia będzie trwał miesiąc i wtedy też zostaną zaprezentowane ośrodki które są sponsorami nagród. 
Zapraszamy wszystkich do udziału !! POWODZENIA J

Przydatne linki :
http://rabatyrodzinne.pl/konkurs/ oraz https://www.facebook.com/rabatyrodzinne


Moje ciało? Czy na pewno?


No to jak to jest z tym ciałem- do kogo ono w końcu należy? Ja tak myślę,że moje własne ciało nie należy do mnie już tak od dobrych 4 lat. Dlaczego?
  Przed ślubem moje ciało robiło co ja chciałam. Chciałam mieć ładniejsza cerę- nie jadłam słodyczy i tatam. Chciałam schudnąć- ćwiczyłam i tadam. A po ślubie?  Chciałam zajść w ciąże a moje ciało na przekór mnie nie wypuszczało jajeczek. Leczyłam cystę a moje ciało nie reagowało na kurację. Dobrze,że po 3 latach na chwile udała się współpraca między lekami a ciałem- zaszłam w ciąże. i co? i znowu porażka. Ciąża stracona, druga nie w tym miejscu, w którym powinna być...potem pół roku beta mi spadała i spaść do zera nie mogła....
   No ale dobra- w końcu mamy tą cudowną ciążę i co? i nadal moje ciało nie było moje. Nie jadłam tego na co miałam ochotę, tylko na co moje ciało miało ochotę....a jak nie miało to był kibel ;) Jak chciałam postać chwilę,czy umyć garnki to nogi zaraz jak banie ;) Ale nie odbierajci tego w zły sposób- tu chodzi tylko  o absurdy ciała :)
Czy moje ciało należało do mnie po porodzie?? Nie...to by było zbyt piękne..... lecz obecnie-po tym całym bum hormonalnym, po tym kiedy moje piersi żyły swoim życiem jest nieco lepiej....ale nie jest idelanie.
marudzę? tak...bo nie jestem zadowolona z mojego obecnego wyglądu fizycznego. Dużo razy słyszałam- przesadzasz, urodzilaś bliżniaki i tak wyglądasz świetnie! No ale czy przytycie już ponad 6 kg po porodzie to taki cudowny wyczyn? Czy to,że powoli zaczyna brakować mi garderoby jest takie fajne?? Wiem wiem...ludzie mają gorzej, ale kurcze ja się sama ze sobą czuję się źle...a niby tylko 6 kg do przodu. Ja to widzę tak. Ubieram swoje normalne ciuchy i wsypuje 6 kg curku- do nogawek od spodni, do rękawów bluzki i na brzuchu. Mało? dla mnie karła, który ma 160cm w kapeluszu to dosyć sporo....Wiem...samo to się nie przybyło....u mnie duzo czynników....ta zmiana trybu życia z nocki na dniowki, zmiana czasu posiłków i ich jakości robi swoje..jeszcze teraz ten urlop, wszyscy tylko wpychają w ciebie te pyszności, a ja z moją słabą wolą nie umiemy się oprzeć!.Mój projekt 5 zamienia sie w projekt 7....ale wiecie co- coraz bardziej zapieram się w sobie,że czas na zmiany. Dziewczyny są coraz większe i za chwile będę miała czas pićwiczyć- a za termin daje sobie moje urodziny-2 sierpnia. Tym razem nie waga się liczy- ale zapięcie w piekną żółtą sukienkę. No to się wyżalilam i po urlopie biorę się do roboty bo lato idzie :) Chcę być sexy mama- a szczęśliwa mama to szczęśliwe dzieci :)

wtorek, 8 kwietnia 2014

Ksiądz jest dla ludzi?


Pewnie się zastanawiacie co takiego się działo- więc zacznę od początku.
   W styczniu moja teściowa poszła do proboszcza prosić o chrzest dla naszych dziewczyn-w Wielkanoc. Po długiej i burzliwej rozmowie odpowiedz była negatywna bez jakiejkolwiek przyczyny. Ale,żeby nie było, dostaliśmy możliwość zrobienia chrzcin w Wielką Sobotę o 20! Paranoja jakaś. Teściowa ładnie odmówiła i praktycznie z płaczem wróciła do domu. No bo jak można odmówić dzieciom? I teraz nie będzie chrzcin? No więc trzeba było kombinować. Na szczęście 12 km od nas mieszka siostra mojego męża. M poszła do księdza i bez problemu udało się zamówić chrzest w Wielkanoc. Jedynie co to ksiądz poprosił o papiery od księdza z naszej parafii. Pomyślałam sobie- a pikus- ale byłam w błędzie....i to dużym..
  No więc poszłam wczoraj do kancelarii. Zostałam przyjęta w korytarzu o tam musiałam tłumaczyć po co przyszłam, czemu chce te papiery. Ksiądz zdziwiony, bo on przecież juz chrzci w Wielkanoc. Teraz? Teraz on to mowi? Teraz to niech się wypcha! Ja już sobie załatwiłam wszytko gdzie indziej. Oczywiście rozmowy z moją teściową nie pamiętał...albo udawał,ze nie pamięta. W końcu po kilku minutach zostałam zaprowadzona do pokoiku i się zaczęło...a dlaczego nas nie widuje na mszy, a dlaczego tam chrzest a nie tutaj (jakbym mu nie mowila!) szkoda,że jeszcze nie zapytał po co chrzcimy dzieci! Na każą moją odpowiedz miał tysiąc swoich wywodów- że za to,że chcę ochrzcić tu dzieci, a tu nie mieszkam to będą mnie ścigać! Rozumiecie! Będą mnie ścigać!
 Jeden z dokumentów jakie potrzebowałam to akt ślubu. Oczywiście to tez był problem bo powinnam mieć taki w domu- (nie mam, bo ksiądz mi nie dał)! Potem było problemem,że w księgach mam nazwisko męża (bo cywilny był osobno). Problem, bo niewyraźne imiona świadków- wszytko to moja wina!
  Kolejny dokument- i najważniejszy -to pozwolenie na chrzest w innej parafii- i tu się zaczęło. Że tu powinien być chrzest, że to wbrew prawu kanonicznemu,żeby on wypisywał mi papiery jak na mszy mnie nie widzi. Że on współczuje moim dzieciom takich rodziców i podejścia... To mu powiedziałam,ze do ślubu nic od nas nie chciano, i mi obojętne w którym kościele chrzest- ważny jest sakrament. Ojejku mogłam tego nie mówić, bo myślałam,że zabije mnie wzrokiem....i wtedy juz byłam na 100% pewna,że mi nie da papierów...ale on dalej wypisywał dokumenty.
  Po najdłuższych 20 minutach w moim życiu skończył pisanie. Podał mi akt ślubu z komentarzem,że ten dokument jest ważny....podawał mi pozwolenie z komentarzem,ze ten dokument według niego jest nieważny i to mnie będzie sumienie gryzło. Że co? A co ma mnie gryźć? To,ze moje dzieci będą ochrzczone? Nawet nie wiecie, jak się we mnie gotowało...ja z natury pyskata jestem,ale wiem kiedy mam się uciszyć- i to był taki moment.nic mu nie mówiłam, nic nie zapłaciłam, bo Bóg zapłać powinno byc dla niego wystarczające!
Aaa w koncu przypomniał sobie rozmowę " z tą starszą panią" czyli moją teściową..ale nie będzie jej wspominał, bo to nie na jego nerwy! Rozumiecie! Nie na jego nerwy!!
Oczywiście nie potrafię napisać wszystkiego, co on mi mówił... nie potrafię opisać dokładnie jak byłam wpieniona, że zawszę musi być jakiś problem. Czy to nie można normalnie z ludźmi porozmawiać, na spokojnie wyjaśnić i wytłumaczyć? Czy to od razu trzeba grozić? Szkoda słów....

 Mając papiery w rękach pojechałam do szwagierki na parafię. Ksiądz miły, ludzki i z humorem. Całkiem inne podejście do ludzi. Czy to takie trudne? Byc ludzkim do ludzi?

sobota, 5 kwietnia 2014

Tydzień u cioci.

  No a ja to ciągle w biegu. Niby urlop, ale latam z miejsca na miejsce. Na początku byłam 2,5 tygodnia u siebie w domu, teraz kończę tydzień u mojej siostry i zaraz lecę na dwa tygodnie do teściów :) Niby fajnie, bo wszystkich poodwiedzam,ale co ja i dziewczyny się umęczymy to nasze. Chodzi o te ciągle zmiany miejsc , podróże i przyzwyczajanie do nowych ludzi....Ale narzekać nie będę- tyle czekałam na ten urlop żeby w końcu zobaczyć się z rodziną  i znajomymi,że przetrzymam te małe niedogodności...a dziewczyny o dziwo bardzo dobrze reagują na nowych ludzi( tfu tfu!).
   No więc kończę tydzień u mojej sis. Nie powiem- było ciekawie :) Mój postój tutaj wymagał wcześniejszych przygotowań, ale jak dla mnie było warto. Najzabawniejsze w tym wszystkim było to,że małe na spacery wychodziły w osobnych wózkach :D Jak to? No a tak,że zielonej tragedii nie brałam ze sobą, tylko moja siostra załatwiła dwa wózki :) Nie ma co- mimo,że wózki były starszej generacji, bez dogonień typu skrętne koła- ale ta lekkość (nie mylić ze skrętnością) w prowadzeniu pojedynczego pojazdu jest nieporównywalna do bliźniaczego rydwanu.
    Dziewczyny także spały osobno- Werka otrzymała staż w łózeczku turystycznym, ale za to Hania dostała łoże królewskie...długości chyba 150 cm :D Wyglądało to przekomicznie, jak taka mala istotka śpała w tak wielkim łóżku,ale ważne,że miała gdzie spać :) Do tego zostałyśmy namaszczone tytułem-'słynnych bliźniaczek' hehe :D
                Aj szkoda wyjeżdżać,ale czas ograniczony w Polsce mam- następni czekają.






Stylowa Niedziela w wersji mini.

 Jako,że obecnie urlopujemy się i często bywamy w gościach, to trzeba wyglądać reprezentatywnie :). No i tak ostatnio pomyślałam sobie- kiedy dziewczyny mają nosić te cudne sukienki jak nie teraz. No to ubrałam moje pannice w wyjściowe kreacje, przystroiłam opaskami i w gości :) a byliśmy z wizytą u mojej cioteczki :D
   Polecam uwadze butki Hani zrobione przez moją mamę :) a że ja jak zwykle robiłam zdjęcia to foteczki z maluchami nie mam :(





piątek, 4 kwietnia 2014

Nowy zawód- hejter.

Dziewczyny powiedzcie mi co się dzieje?! W jednym dniu czytam na moich ulubionych blogach o jakiś atakach hejterów! Te zmasowane wojny w komentarzach, szukanie problemów i wytyczanie każdego błędu. O co w tym w ogóle chodzi?! 
  Mi osobiście tez jakaś miła pani napisała aluzje,że mam parcie na szkło, że po co ludzie piszą jak nie mają pojęcia o pisaniu, coś o błędach i zdawaniu matury.Do jasnej pytam się po co ten cyrk?! Czy pisać mają prawo tylko poloniści i profesorowie??   Ja pisze od serca, często na padzie gdzie nie dodaje mi polskich liter. Na pewno zdarza się,że przecinki stawiam w złych miejscach ale czy to ma znaczenie jeżeli to co pisze sprawia mi przyjemność? Ja nie prowadzę bloga dla sławy czy pieniędzy. Piszę bo lubię, pisze bo to jest rodzaj terapii dla mnie.....a to ze ktoś to przeczyta i tez lubi to co napisałam- to sprawia mi tym przyjemność :)
   Może będę chamska ale nie podoba się- zamknij stronę i idź dalej. Przykład od siebie. Szukałam fajnych blogów i znalazłam jeden, w którym kobieta opisywała swoje romanse i potem rozpaczała jak mąż się dowiedział. Czy ją zarzuciłam stertą negatywnych komentarzy? Nie- po prostu poszłam do następnej strony. Czy to takie trudne??

  No to po co ten cyrk? Po co zjeżdżanie młodej matki za to,że chce nauczyć dziecko spać metodą wyczytaną z książki? Odwiedzam blogi i nie widzę nic złego w tym, że dziecko jest posadzone do zdjęcia, że ktoś robi zakupy w biedronce,czy kupuje używane ciuchy....czasami ręce opadają no ale cóż. Na szczęście są jeszcze takie osoby, których celem blogowania nie jest zatrucie życia innym blogującym.

A dla tych wszystkich zestresowanych hejterów-tak na zluzowanie majtochów: moje dziewczyny mają was na oku  :D

środa, 2 kwietnia 2014

Mama poleca zdolne babeczki :)

Moi drodzy czytelnicy. Dzisiaj chciałabym wam polecić kilka kobitek, które swoimi utalentowanymi rękoma potrafią wyczarować cuda.
 Zacznijmy od mojego najnowszego nabytku- szydełkowych piękności.
  Jak byłam z wizytą u moich rodziców odwiedziła mnie koleżanka- Ania. Jej córka miała cudowną fioletową czapusię- jak się okazało- zrobioną własnoręcznie przez ową znajomą. Nie mogąc wyjść z podziwu postanowiłam,że tez chce takie czapki dla moich dziewczyn, lecz żeby być oryginalną zamówiłam pszczółki :) hehehe. Dwa dni później odbierałam te cuda i nie mogłam wyjść z podziwu,ze można coś tak fajnego tak szybko wykonać. No to idąc za ciosem zamówiłam jeszcze opaski i buciki do chrztu :) wszytko jest przepiękne a przy tym miękkie i wygodne :)
Jeżeli chcielibyście coś u tej pani zamówić zapraszam tutaj:https://www.facebook.com/ania.bil.3





  Pozostałe dwie kobietki już znacie z poprzedniego posta.
 Patrycja i Karolina to tez uzdolnione kobietki. Patrycja wykonała dziewczynom te śmieszne pluszaki, ale na jej stronie jest mnóstwo ślicznych- ręcznie wykonanych łaszków-i nie tylko. Mi najbardziej podoba się sukienka ala z rodziny Adamsów :) Zajrzyjcie na jej stronę :) polecam: http://totolijo.pl/





 No i Karolcia. Ta dziewoja wykonuje przepiękną biżuterię. Kolia ślubna wykonana przez nią dla pewnej pani prostu mnie urzekła! No i oczywiście komplet, który dostałam w prezencie jest cudowny :)
Jej prace znajdziecie tutaj: http://bizuteriazpasja.blox.pl/html






Jest jeszcze jedna pani...ale to już innym razem.....Bo ja cenię kobiety, które własną ciężką pracą tworzą cuda :)