czwartek, 25 września 2014

Ozimek-miasto nieprzyjazne...

Ajj normalnie mówię wam masakra.  Żeby w XXI wieku miasta były tak nieprzyjazne matkom z wózkami i ludziom na wózkach inwalidzkich- to się w pale nie mieści. Co by nie rzucać pustych słów postanawiam udokumentować tą płaczliwą sytuację. Po cichu mam nadzieję,że ktoś to zobaczy i w końcu coś z tym zrobi.....
 Zaczynimy od postaw jak bank, poczta, apteka. Banki- nie najgorzej. Większość ma podjazdy albo windy. Jeden to nawet buduje sobie własny budynek, bo w obecnym nie ma możliwości zrobienia podjazdu. Chwalimy, chwalimy.
  Poczta- tragedia. Pięć wielgaśnych schodów do pokonania. Nie ma najmniejszej możliwości wjazdu z wózkiem. Jakby się komuś przez przypadek udało, to to nie koniec. Za drzwiami czeka nas kolejne kilka schodów do konkretnych drzwi urzędu pocztowego. Zapytacie- a te barierki? Te akurat są tylko do podtrzymywania się.. I tyle.Masakra. Ja -sama- nie mam najmniejszych szans załatwić czegokolwiek. Brak także obecnie rozpowszechnianego dzwonka dla inwalidów proszących o pomoc. Nic- zero. I to ma być urząd państwowy?? Porażka.
Apteka. U nas są trzy, w tym tylko jedna ma podjazd, na którym z łatwością wjedzie wózek czy inwalidzki czy taki z dzieckiem. Reszta ma znowu kupę schodów, których nie da się pokonać. A ja wózka z dziećmi nie zostawię nawet na sekundę. Kto wie co za ludzie chodzą po ulicach.

Codzienne zakupy to też wyzwanie.W Polo głupie barierki obracane,w Netto to samo!! Ja nie wiem kto to wymyślił. Biedronka- to jest to. Ma szerokie wjazdy i 2 szersze kasy, więc każdy się zmieści. Do lewiatana też wjechałam- minimalnie- ale dałam radę.

No ale najwięcej do pokonania jest barier typu chodniki,krawężniki i wszędobylne dziury. Jestem realistką i wiem,że nie będzie idealnie....no ale ludzie. Gdy robimy nowy chodnik, to tak ciężko jest zniżyć próg na podjazd do drugiego chodnika?

Jednakże wszystko to chowa się, jak jest mowa o tym jegomościu. Krawężnik przy pasach. Nie skłamię jak powiem,że jest to najwyższy krawężnik w Ozimku.Ma ponad 20 cm!!Wysokością to on dorównuje kołom mojego wózka, a kół małych to ja nie mam. Masakra. Zjechać z niego jest nie lada wyczynem, gdyż dzieci lecą tak do przodu,że strach czy nie wypadną (mimo pasów). Gdy chcemy wjechać, to mąż zawsze unosi przód wózka a ja podnoszę z tyłu.Inaczej haczy się całym dołem.


Czyli reasumując: Z głodu nie umrę bo kasę wypłacę,lecz rachunków już nie zapłacę. 


wtorek, 23 września 2014

Nasze pierwsze buciki.

   Pamiętacie naszą wizytę u pediatry -tutaj-? Oprócz ograniczenia nabiału dostaliśmy także wytyczne co do pierwszych butów dla dziewczyn. Tak sobie pomyślałam- buty już? No przecież babice jeszcze nie chodzą.... Pani doktor szybko uświadomiła nas o co chodzi.
   Ponieważ nasze dziewczyny same już wstają i potrafią przemieszczać się przy meblach ,to już najwyższy czas na pierwsze obuwie- I to nie takie byle jakie. Ponieważ staw skokowy nie jest jeszcze pełnym stawem skokowym, buciki muszą być wysokie i usztywniane w kostce, ale z dosyć giętką podeszwą. Dzieci wtedy nie będą wykręcać stopy przy wstawaniu, a nawyk stawania na palcach, a co za tym idzie chodzenia na palcach odchodzi w zapomnienie.    
  Na drugi dzień odbyła się wizyta w sklepie obuwniczym. Na widoku buciki marki Befado. Dużo  dobrego o nich słyszałam i po wzięciu bucika od ręki wiedziałam skąd te przychylne opinie. Modele bardzo ładne graficznie- kolorowe, z brokatem i te ładne motylki na podeszwach. Jednakże poza efektem wizualnym ważniejsze było czy piętą jest usztywniona. Jest i to bardzo dobrze. Guma jest wylana dosyć wysoko a sam materiał w okolicy pięty jest usztywniony. Do tego łatwe zapięcie i oddychające  podeszły. Kapciuchy wprost idealne, ale cena także 'idealna'-40 zł za sztukę. Na dzieciach, a zwłaszcza na ich zdrowiu, nie oszczędzam, wiec bez mrugnięcia okiem kupiłam dwie pary. Wzięłam dwa rożne  modele, no bo przecież kobiety mam różne, i do domu :)
   Każdy człowiek inaczej układa stopę, wiec nie zamieniam butików dziewczynom. Hania to nawet ma swoje oznakowane, dla tych co nie są z nami na co dzień.:)
  No i jak im idzie? Kapciuchy są zakładane zaraz po wstaniu. Na początku buciki przeszkadzały, ale po kilku dniach Nauczyły się już w nich wstawać i siadać.

   No cóż- Befado stały się naszym najlepszym przyjacielem :)




sobota, 20 września 2014

Nauka samodzielnego jedzenia.

   Za napisanie tego posta brałam się już kilkukrotnie. Niestety dwie małe istotki umiejętnie mi w tym przeszkadzały. Jak nie wstawały przy moich nogach, to trzymały się krzesła na którym siedziałam, to dopominały się o moją całkowitą uwagę. Cóż- dzieci :)
  Obecnie Hania i Weronika drzemają, więc ja jednocześnie jem śniadanie i piszę. No ale o czym to miało być? O samodzielnym jedzeniu, a raczej o nauce samodzielnego jedzenia.
    Moje kobiety wczoraj skończyły 10 miesięcy. Powoli zaczynam przyzwyczajać do tego,że kiedyś mamusia przestanie je karmić łyżeczką. Oczywiście pierwsze kroki do samodzielności zrobiły już dawno- jedząc chrupki i biszkopty. Teraz nadszedł czas na większe wyzwania.
  Zaczęłam wiec od parówki :) Pokroiłam na kawałeczki i posadziłam bliźniaczki w krzesełkach. Hania jak to Hania nie ma czasu na pierdoły, wiec i parówka szybko zniknęła. Weronika każdy kęs musiała dokładnie obejrzeć, czy to aby zjadliwe ;)
  Kolejnym wyzwaniem była gruszka. Tym razem nie kroiłam na kawałki,tylko dałam w całości. Ponieważ gruszka była miękka, to nie było problemu z jej jedzeniem. Oczywiście otoczenie było całe z soku , ale za to dzieci jakie ucieszone :) A gruszka zjedzona praktycznie w całości.
    Kolacja często także bywa nauką jedzenia. Kroję chlebek na małe kwadraty i daje na tacce. Nie powiem- kawałki pożywienia lądują wszędzie, ale nikt nie mówił, ze nauka będzie czysta. Zwłaszcza nauka jedzenia :)




wtorek, 16 września 2014

Pociągające.

No i jesteśmy chore. Wszystkie trzy....Katar, kaszel, nos zatkany. Dlatego nie będę dużo pisać, bo nie mam siły. :(
Na szczęście dziewczyny czują się lepiej niż ja i nauka jedzenia samemu idzie pełną parą :)

Wrócę jak się w pełni wykurujemy...  Zdrowia dla wszystkich chorych!

                  

sobota, 13 września 2014

Zakolczykowane.

   Tak zrobiłam to. Zabrałam moje pannice do kosmetyczki i przebiłam im uszy. Oj ja okropna matka bee ;)
   Kolczyki. Jest to kolejny temat, w którym są tylko dwie opinie- za i przeciw. A jak to w życiu bywa, żadnej ze stron nie idzie namówić na zmianę zdania. Ja mam kolczyki od maleńkości i od początku wiedziałam,że moim dziewczynom też będę przebijać uszy. Czemu? No bo jako matka podjęłam taką a nie inną decyzję. Poza tym uważam,że lepiej teraz, gdyż nie będą przekuwania pamiętać. Do tego jestem jedną z tych osób, które uważają, że dziewczynki powinny mieć kolczyki. Jak dla mnie jest to jedna z niewielu zewnętrznych rzeczy, które odróżniają kobietki od chłopaków. Ciuchy obecnie nie dają takiej gwarancji :D
   Na tych wszelakich forach kobiety piszą,że dziecko powinno samo mieć wybór czy chce kolczyki czy nie. Dobra, a jak rodzice wybierają dzieciom przedszkole czy podstawówkę to jest dobrze? Czy jak narzucają swój styl ubierania to jest ok? A czy ktoś z was spotkał się ze zdaniem- mamo czemu mi przebiłaś uszu? No raczej nie......Ja uważam,że kolczyki w każdym momencie można ściągnąć i tyle. Nie jest to jakiś wielki problem wizerunkowy,
 Ostatnio nawinął mi się artykułu o przebijaniu uszu u małych dzieci. Dokładnie już nie pamiętam co w nim było, ale wątek został w głowie-że przebijanie uszu u dzieci może powodować w przyszłości alergię. To przez nikiel zawarty w kolczykach. Wiecie co, znajoma mi kiedyś wytłumaczyła na czym polegają takie badania i podchodzę do nich ze szczyptą dystansu. Poza tym uszy przebijane są kolczykami ze stali chirurgicznej i nikt nie karze ich zmieniać. :)



środa, 10 września 2014

Nabiału za dużo też źle.

Witajcie kochani. Post w sumie nie planowany,no ale życie pisze swoje historie. Byliśmy u pediatry i okazało się,że mamy alergię na nabiał a raczej za dużo nabiału dziennie. Jak to wyszło?
   Od kilku ładnych dni dziewczyny miały takie kropki na rękach, nogach i buzi. Oczywiście najpierw myśleliśmy,że to od komarów- bo to dokładnie tak wyglądało. W końcu mamy sezon na te gryzaki ,to co innego mogło by to być. Była akcja spray na skórę i płyn do gniazdka. Niestety nie przynosiło to pożądanych efektów,gdyż pojawiały się nowe bąble. Zaczęliśmy znowu analizować i szukać. Może pająki albo meszki? No ale przecież antykomar w kontakcie zabijał wszystko. Ktoś rzucił hasło,że to ospa. Myśleliśmy nad tym wszystkim, no i w sumie pasowało. Bąbli było coraz więcej, niektóre były z płynem i widocznie przeszkadzały. No ospa jak nic- tylko brak tej temperatury trochę mnie dziwił... W końcu wybraliśmy się do pediatry. Pani doktor tylko zerknęła i powiedziała od razu,że to nie ospa tylko uczulenie. Uczulenie??
  Pediatra od razu zapytała się, ile razy dziennie dziewczyny dostają mleka. Mówię,że jedzą z dwa razy z nocy i w dzień jakiś serek. Po minie lekarza było widać,że wszytko jasne. Dowiedziałam się,że dziewczyny reagują tymi wypryskami na nadmiar nabiału w organizmie. Mam zmniejszyć dawkę do dwóch porcji dziennie, plus syrop anty alergiczny na noc. Najważniejsze zalecenie, to że mam przestać dawać tyle mleka w nocy. Wyobraźcie sobie moje przerażenie w oczach- one się budzą, a ja mam im nie dawać jeść? No to na 100% nocki z głowy....Więc tak. mogę im dać mleko raz, koło 1 w nocy i później w ogóle. Układ trawienny w nocy tez śpi i to mleko im kiśnie w jelitach. Resztę pobudek mam przepajać samą wodą,aby trzustka też sobie odpoczęła. Więc w nocy mamy jedną porcję i w dzień mogą dostać drugą ,czyli serek albo kaszkę. Nic więcej. No to dobra-jedziemy z koksem.
  Pierwsza noc. Woda do picia i mleko raz. Hania była bardzo nie zadowolona wodą i wpadła w taki szał,że nie szło jej uspokoić. Weronika w sumie nie przywiązywała większej wagi do tego co pije. Druga noc. Dziewczyny obudziły się raz i tylko raz! Wypiły po mleku i spały do rana! Byłam w małym szoku. Może mniej mleka nie leży im tak na brzuszku i lepiej śpią?? Oby oby, bo ja nie mogę się doczekać całej przespanej nocy!!

poniedziałek, 8 września 2014

Mała sesja by Mateusz Frąckowiak.

Kochani chciałabym wam przedstawić tylko małą cząstkę cudownej sesji zdjęciowej, która miała miejsce na potrzeby pewnego projektu. Jak się uda to wtedy napisze coś więcej. Jak na razie życzę miłego oglądania. A zdjęcia wykonał Mateusz Frąckowiak :)




niedziela, 7 września 2014

Czwarta rocznica.

     No i czas przeleciał nawet nie wiem kiedy. Cztery lata minęły od naszego cudownego dnia- dnia ślubu. A wiecie co jest w tym najśmieszniejsze- że obydwoje o tym zapomnieliśmy..... 
    Wesele odbyło się 04.09.2010 roku, a 4 września tego roku byliśmy na tym oddziale onkologicznym....po takiej- jak dla mnie smutnej wizycie -nie w głowie były mi jakieś rocznice. Wiecie kiedy sobie przypomniałam? Wczoraj. Ale co tam- dzisiaj tez możemy poświętować a co :)
  I najważniejsze- nasz dorobek tych 4 lat to dwie piękne córeczki z których jestem bardzo bardzo dumna :) 
   

                     

czwartek, 4 września 2014

Oddział onkologii.

    Niestety i naszą rodzinę dotknęła ta straszna choroba- nowotwór. Pierwszy raz osobiście spotkałam się z osobą, która jest bezpośrednio po chemii. Powiem wam, że choroba nowotworowa sama w sobie jest straszna, ale osoba po chemii jest jest tak jakby podwójnie chora. Ale ja nie o tym. Dzisiaj zawoziliśmy do szpitala naszego członka rodziny. Jak to w naszym kraju bywa wszędzie siedzieliśmy i czekaliśmy- to na izbie przyjęć, to na korytarzu oddziału onkologicznego, to na wyniki...
     Było po 7 rano i ci wszyscy pacjenci z oddziału onkologicznego właśnie zaczynali wychodzić z pokoi. Widok jak dla mnie przerażający. Praktycznie wszystkie kobiety w chusta na głowie, młody chłopak z którym spotkałam się wzorkiem i jego przerażony wyraz twarzy. Młoda dziewczyna, która była przyjmowana na oddział....Pielęgniarka z wózkiem z chemią I te zdjęcia. Zdjęcia chorych i ich historie. Wszytko to razem strasznie mnie przytłoczyło. Nie wiedziałam gdzie się patrzeć, czy jak przypadkiem na kogoś spojrzę, to nie pomyśli, że się gapię?? A co mnie zdziwiło, to to,że sal dla kobiet było więcej niż dla mężczyzn. To znaczy,że kobiety chorują częściej na nowotwory??
  Ten ciężki dzień za mną. Już w drodze do domu zaczęła mnie bolec głowa z nadmiaru doznań. Ta wizyta na oddziale długo zostanie u mnie w pamięci- to na pewno. Lecz w momencie, gdy wróciłam do domu to Hania przesłała mi najpiękniejszy uśmiech na świecie. Dzięki niej uśmiech na mojej twarzy znowu zagościł, lecz w głowie ciągle mam te obrazy.....

   Dlatego tez i tutaj poproszę was o zapisanie się jako dawca szpiku. Ja to zrobiłam. To nic nie boli i nic nie kosztuje, a można komuś uratować życie. Mnie kiedyś ktoś uratował życie oddając krew....

                      

poniedziałek, 1 września 2014

A my jemy chlebek.

Pamiętacie post o glutenie i jego wprowadzeniu? Było to ok 3 miesiące temu. Teraz dziewczyny są z glutenem za pan brat, dlatego od pewnego czasu dostają chleb jako jeden z posiłków- śniadanie albo kolacja. Jak to u nas wygląda?
  Moje ukochane bliźniaczki urządzają pobudki już koło 6 rano. Ja jestem wtedy zmęczona po całej nocy wstawania, ale po omacku udaje się do kuchni w celu przygotowania śniadania dla moich kobiet. Niestety kaszki odeszły do lamusa- nie chcą mi w ogóle ich jeść! Mam całą półkę rożnych smaków ale nie- kaszka jest blee. No co co nam pozostaje na śniadanie? Budyń? No ale trzeba poczekać bo gorący. Serki i jogurty? Ok ale żeby codziennie....Alternatywą stał się chleb- pszenny. Można go posmarować masełkiem, dżemem, serkiem i tym podobnymi. Ja zawsze kroje dwie kromki, smaruje masłem i na to- na przykład domowy dżem od babci :) Zanim dam małym oczywiście obgryzam skórkę- bo to jeszcze za twarde żeby małe ząbki mogły sobie  poradzić. No i hop- wycinamy. A żeby nie było- ja nie kroje chleba na kawałeczki, czy odrywam i daje do buzi-  one same odgryzają kęsy. Tak :) moje pannice same gryzą i to wprost uwielbiają! 
   Dwie kromki znikają w mig. A buzie jakie umorusane :) no jedzenie samemu ma swoje brudne strony ale co tam :) Dziewczyny najedzone i szczęśliwe a mama może na chwilę odetchnąć bo kolejny posiłek za około 3 godziny.