Wczoraj był dzień, kiedy wszystkie kobiety były ubrane na niebiesko- nawet z przypadku ciocia była także w tych kolorach :D Damesy oprócz niebieskich bodziaków i jeansowych portałków miały na sobie piękne szydełkowe opaski i cudowne futerkowe kamizelki....a nawet pluszak okazał się niebieski hehe- ale to już z czystego przypadku :) Niestety pogoda też była pod kolor...ciągle pada..
Dwie buźki do umycia i cztery brudne rączki,dwa nalegające głosiki i podwójne obowiązki. Dwa razy więcej prania do rozwieszania,dwa razy więcej do rozpieszczania. Dwa razy więcej płaczków, kiedy się przewrócą, cztery oczka do uśpienia nuconą kołysanką. Pracy przy bliźniakach jest w bród,ale cztery słodkie ramionka które mnie tulą wynagradzają cały trud- Czyli życie młodej mamy i jej bliźniaczek.
czwartek, 29 maja 2014
Niebieska środa.
Tak-jestem z tych kobiet co ubierają dziewczynki na niebiesko- mimo utartych poglądów,że małe chłopczyki na niebiesko a małe dziewczynki na różowo. Hania to nawet smoczek ma niebieski i kilka razy pytano się mnie,czy to chłopak- no bo ten kolor! Ja akurat uważam,że małe kobietki wyglądają bardzo ładnie w błękicie, zwłaszcza że ten odcień podkreśla kolor tęczówki :)
Wczoraj był dzień, kiedy wszystkie kobiety były ubrane na niebiesko- nawet z przypadku ciocia była także w tych kolorach :D Damesy oprócz niebieskich bodziaków i jeansowych portałków miały na sobie piękne szydełkowe opaski i cudowne futerkowe kamizelki....a nawet pluszak okazał się niebieski hehe- ale to już z czystego przypadku :) Niestety pogoda też była pod kolor...ciągle pada..
Wczoraj był dzień, kiedy wszystkie kobiety były ubrane na niebiesko- nawet z przypadku ciocia była także w tych kolorach :D Damesy oprócz niebieskich bodziaków i jeansowych portałków miały na sobie piękne szydełkowe opaski i cudowne futerkowe kamizelki....a nawet pluszak okazał się niebieski hehe- ale to już z czystego przypadku :) Niestety pogoda też była pod kolor...ciągle pada..
wtorek, 27 maja 2014
II Etap konkursu- głosujemy!
Kochani nadszedł czas na głosowanie na najlepszą minkę! Wystarczy kliknąć w link poniżej, znaleźć ulubieńca i kliknąć 'lubię to'
Zwierajcie szyki bo nagrody czekają- przypominam:
Nagrody są 3:
Zwierajcie szyki bo nagrody czekają- przypominam:
Nagrody są 3:
Dla dziewczynki z największą ilością "lajków"- prześliczna sukienka
Dla chłopczyka z największą ilością "lajków"- nieprzewracalny przyjaciel
I nagroda przyznana przez organizatorów- cudowna bransoletka wykonana przez Totolijo
Powodzenia!
poniedziałek, 26 maja 2014
niedziela, 25 maja 2014
Mam cię w brzuchu.
Pewno nie jedna z was zastanawiała się jak wyglądał mój brzuch w ciąży i jak wygląda po. Jakby nie było,była to podwójna ciąża :). A czy mój brzuch był podwójnych rozmiarów? Hmmm nie sądzę :) Jak to? Ponieważ jak mówiłam,że jestem w bliźniaczej ciąży, to za każdym razem słyszałam,że mam mały brzuch. No może pod sam koniec wybiło mnie troszkę hehe ;)
A jak jest po? Brzuch o dziwo bardzo szybko mi zszedł. Całą ciążę smarowałam się także BioOilem- i może dzięki temu, a może przez przypadek- nie mam ani jednego rozstępu na brzuchu. Jest on trochę sflaczały i nudny, jak się najem to zaraz rośnie- no rozciągnięte mięśnie mają swoje prawa- co się dziwić.
Pewno,że chciałabym aby pół roku po porodzie był sześciopak no ale cóż...Już nawet ćwiczyć zaczęłam, lecz życie lubi pozmieniać nam plany....nie nie jestem w ciąży :P
A jak jest po? Brzuch o dziwo bardzo szybko mi zszedł. Całą ciążę smarowałam się także BioOilem- i może dzięki temu, a może przez przypadek- nie mam ani jednego rozstępu na brzuchu. Jest on trochę sflaczały i nudny, jak się najem to zaraz rośnie- no rozciągnięte mięśnie mają swoje prawa- co się dziwić.
Pewno,że chciałabym aby pół roku po porodzie był sześciopak no ale cóż...Już nawet ćwiczyć zaczęłam, lecz życie lubi pozmieniać nam plany....nie nie jestem w ciąży :P
sobota, 24 maja 2014
Gdzie dwójka płacze tam mama....
Dostaje do głowy.....
Wiele razy spotkałam się z tym pytaniem: 'a co robisz, gdy oby dwie płaczą?' Właśnie...co robię??A to w dużej mierze zależy od sytuacji.
Sytuacja zdarzająca się najczęściej- oby dwie płaczą przy usypianiu. Oj wtedy moje nerwy są na wyczerpaniu. One- zmęczone, marudne i coraz głośniej płaczące. Ja zmęczona- marudna? ;)- i zdarza się,że także płacząca. No bo ileż można?
Moje dziewczyny nie są usypiane na rękach, tylko kładę je do łóżeczka i czekam. Zdarza się,że pogadają chwilę i spokojnie usną. Jak jest płacz i marudzenie to kładę na boku i poklepuję po pupie i zazwyczaj wtedy pannice uspokajają się i usypiają. Własnie słowo 'zazwyczaj' jest tu kluczowe bo bywa tak,że nic nie pomaga, a jedna płacząca nakręca drugą. Co wtedy robię? Podchodzę do Hani i uspokajam.Ona zasypia to idę do płaczącej Weroniki. W chwili, podczas której przestaje klepać Hanię a Werka jeszcze płacze- Hania się budzi i zaczyna od nowa...One zmęczone, ja wykończona lataniem od jednej do drugiej.Czasami trwa to nawet z 10 minut no ale co mam zrobić jak sama jestem w domu? W końcu któraś usypia i udaje mi się uspokoić drugą.
Kolejnym przykładem płaczu oby dwóch dziewczyn jest pora posiłków.Jak z jakiegoś powodu nie dopilnuje i poczekam za długo między posiłkami to mam dwie marudzące z głodu bliźniaczki. Śniadanie- czyli kaszkę- dziewczyny jedzą innego rodzaju bo Hanka ma bezmleczną a Weronika mleczną ,więc karmienie jedną łyżeczką odpada. W takim przypadku Hanka krzykaczka zawsze dostaje pierwsza :) A co wtedy robię z Weroniką? Jak nie uda się jej zabawić grzechotkami to Weronika ląduje u mnie na rękach- a ja trzymając ją jednocześnie karmie Hanię. No niestety muszę sobie jakoś dawać radę :)
O wiele łatwiej jest w porze obiadowej bo dziewczyny słoiczki jedzą takie same, więc wtedy tylko sadzam je w bujaczkach i daje raz jednej raz drugiej.
No to takie najbardziej wymagające i wyczerpujące mnie momenty jednoczesnego płaczu dziewczyn. Reszta- czyli jednoczesny płacz z nudów, czy mokra pielucha- już jest spokojnie do opanowania :)
Wiele razy spotkałam się z tym pytaniem: 'a co robisz, gdy oby dwie płaczą?' Właśnie...co robię??A to w dużej mierze zależy od sytuacji.
Sytuacja zdarzająca się najczęściej- oby dwie płaczą przy usypianiu. Oj wtedy moje nerwy są na wyczerpaniu. One- zmęczone, marudne i coraz głośniej płaczące. Ja zmęczona- marudna? ;)- i zdarza się,że także płacząca. No bo ileż można?
Moje dziewczyny nie są usypiane na rękach, tylko kładę je do łóżeczka i czekam. Zdarza się,że pogadają chwilę i spokojnie usną. Jak jest płacz i marudzenie to kładę na boku i poklepuję po pupie i zazwyczaj wtedy pannice uspokajają się i usypiają. Własnie słowo 'zazwyczaj' jest tu kluczowe bo bywa tak,że nic nie pomaga, a jedna płacząca nakręca drugą. Co wtedy robię? Podchodzę do Hani i uspokajam.Ona zasypia to idę do płaczącej Weroniki. W chwili, podczas której przestaje klepać Hanię a Werka jeszcze płacze- Hania się budzi i zaczyna od nowa...One zmęczone, ja wykończona lataniem od jednej do drugiej.Czasami trwa to nawet z 10 minut no ale co mam zrobić jak sama jestem w domu? W końcu któraś usypia i udaje mi się uspokoić drugą.
Kolejnym przykładem płaczu oby dwóch dziewczyn jest pora posiłków.Jak z jakiegoś powodu nie dopilnuje i poczekam za długo między posiłkami to mam dwie marudzące z głodu bliźniaczki. Śniadanie- czyli kaszkę- dziewczyny jedzą innego rodzaju bo Hanka ma bezmleczną a Weronika mleczną ,więc karmienie jedną łyżeczką odpada. W takim przypadku Hanka krzykaczka zawsze dostaje pierwsza :) A co wtedy robię z Weroniką? Jak nie uda się jej zabawić grzechotkami to Weronika ląduje u mnie na rękach- a ja trzymając ją jednocześnie karmie Hanię. No niestety muszę sobie jakoś dawać radę :)
O wiele łatwiej jest w porze obiadowej bo dziewczyny słoiczki jedzą takie same, więc wtedy tylko sadzam je w bujaczkach i daje raz jednej raz drugiej.
No to takie najbardziej wymagające i wyczerpujące mnie momenty jednoczesnego płaczu dziewczyn. Reszta- czyli jednoczesny płacz z nudów, czy mokra pielucha- już jest spokojnie do opanowania :)
czwartek, 22 maja 2014
Mniam gryzaczek :D
Zęby wychodzą i dziąsła swędzą. Dziewczyny pchają do buzi wszystko co popadnie- począwszy od swoich palców, po gryzaczki a skończywszy na moich palcach. Kiedyś będąc u znajomej zobaczyłam świetny gadżet- gryzaczek siateczka. Cóż to?
Jest to sprzęt wyższego szczebla ;) Wszytko wykonane z przyjaznych materiałów, łatwe do umycia. Jest zatyczka gdy chcemy wziąć gryzaczek ze sobą, a także wygodny uchwyt,za które dziecko może spokojnie trzymać. Więc wiele korzyści- bo i dziąsła sobie smyrają, uczą się inaczej przełykać a i witaminki sobie dostarczają.
Co wkładamy do tego gryzaczka? U nas najlepiej sprawdza się banan. Jest on na tyle miękki,że dziewczyny spokojnie są w stanie go pociumciać i wyssać przez siateczkę. Była też brzoskwinia i jabłko. Jabłko najgorzej, bo Weronika zaraz się denerwowała, bo nie mogła tego wyssać.
No więc smacznego :D
Jest to sprzęt wyższego szczebla ;) Wszytko wykonane z przyjaznych materiałów, łatwe do umycia. Jest zatyczka gdy chcemy wziąć gryzaczek ze sobą, a także wygodny uchwyt,za które dziecko może spokojnie trzymać. Więc wiele korzyści- bo i dziąsła sobie smyrają, uczą się inaczej przełykać a i witaminki sobie dostarczają.
Co wkładamy do tego gryzaczka? U nas najlepiej sprawdza się banan. Jest on na tyle miękki,że dziewczyny spokojnie są w stanie go pociumciać i wyssać przez siateczkę. Była też brzoskwinia i jabłko. Jabłko najgorzej, bo Weronika zaraz się denerwowała, bo nie mogła tego wyssać.
No więc smacznego :D
środa, 21 maja 2014
Pomocnik Bumbo
Dzieci rosną i zmieniają się, a razem z nimi także wszelkie zabawki i udogodnienia. Naszym najnowszym udogodnieniem jest siedzisko Bumbo, ponieważ w bujaczkach bliźniaczki nie chcą już leżeć. Cóż to takiego?
Fotelik Bumbo jest to siedzisko przeznaczone dla dzieci, które nie umieją jeszcze same siedzieć. Jest ono wykonane z takiego śmiesznego- ala gąbkowatego tworzywa-więc jest podatne i miękkie. Na opakowaniu pisze,że gdy dziecko trzyma sztywno głowę to można już je sadzać w tym oto foteliku- lecz dla mnie to za wcześnie było. My zaczęliśmy tydzień temu.
A o to niektóre z plusów które pisuje producent:
-Siedzenie stabilizuje dziecko w lekkim zgięciu bioder , umieszczając miednicę w lekkim nachyleniu przedniej miednicy .To działanie w połączeniu z łagodnym łukiem tylnego siedzenia odpowiada naturalnej krzywiźnie klatki piersiowej.
-Siedzenie pozwala na aktywną praktykę kontroli głowy i postawy tułowia. Pionowe pozycjonowanie ułatwia i ulepsza pole widzenia środowiska, a także ułatwia oddychanie.
-Pomaga to także dziecku, które musi być w pozycji pionowej po karmieniu z powodu refluksu.
- Fotelik posiada pozytywną opinię ichniejszego instytutu Matki i Dziecka
My posiadamy dwa osobne foteliki, ale tylko z jedna tacką. Staram się dziewczyny sadzać na przeciw siebie i kładę zabawki na podstawce. Ostatnio to Weronika mnie zaskoczyła i zaczęła się chichrać do Hani :D U nas foteliki jak na razie są w użyciu raz dziennie po kilkanaście minut, po tym czasie trzeba wyciągać, bo już baby się nudzą . A bardzo ważne- nigdy nie zostawiamy dzieci samych w tych fotelikach- w sumie w żadnych. Moja Hanka jest przykładem małej uciekinierki i jak się znudzi, to podwija nogę i chce wychodzić :)
poniedziałek, 19 maja 2014
Fotograficzne podsumowanie półrocza.
Uwielbiam robić zdjęcia. Cykam kiedy mogę i ile mogę. Zawsze jak wybieram się na wesele to kilkaset zdjęć pstryknę :) . Nie inaczej jest po narodzinach dziewczyn- nawet teraz to tym bardziej mam pretekst do pstrykania fotek :)
No więc dzisiaj mija nam pół roku. 6 całych miesięcy podczas których dziewczyny z delikatnych bezwładnych noworodków zmieniły się w cwane, kumate i prawie siedzące panice. A jakie to pół roku było dla mnie? Wspaniałe lecz wykańczające, pełne nowych doznań ale i starych obaw. No ale co będę pisać- na zdjęciach widać wszystko :)
No więc dzisiaj mija nam pół roku. 6 całych miesięcy podczas których dziewczyny z delikatnych bezwładnych noworodków zmieniły się w cwane, kumate i prawie siedzące panice. A jakie to pół roku było dla mnie? Wspaniałe lecz wykańczające, pełne nowych doznań ale i starych obaw. No ale co będę pisać- na zdjęciach widać wszystko :)
sobota, 17 maja 2014
Sama czy samotna?
Zauważyliście,że jest mnie ostatnio trochę mniej? Trudno by nie zauważyć co :) No niestety realia posiadania w domu bliźniaków uderzyły mnie z całej siły. Od powrotu z polski jestem całkiem sama...a nawet użyję słowa-samotna. Ktoś mi napisał,żebym nie porównywała mojej sytuacji do samotnego wychowywania dzieci...ale ja czasami mam takie wrażenie,że jestem samotną matką. Zapytacie czemu- przecież mam męża...no mam- i pracuje on na nockach.
Mąż wychodzi do pracy, a ja usypiam dziewczyny. Całą noc ja sama do nich wstaje, co skutkuje niedoborem snu. Mąż wraca o 5 i kładzie się spać....a zaraz dziewczyny wstają. Hanka dzisiaj o 5:20 dała znak,że ona już wyspana. Więc wstaje z Hanią a zaraz za nami Weronka się budzi- i nie ma już spania. No i cały Boży dzień zajmuję się maluchami. Nawet w napisaniu posta mam problemy bo gdy ja siadam- zawsze któraś coś chce- jak nie pic, to jeść, to kupa, to zabawka, to smoczek itp. Identycznie jest z moimi posiłkami czy z innymi domowymi zadaniami- nie jestem w stanie zrobić praktycznie nic. Jeszcze obecnie bliźniaczki są na etapie- nie będę leżeć, nie będę siedzieć w bujaczku bo ja chcę stać i skakać.
Mąż wstaje to ja zazwyczaj kończę spacer. On robi obiad a ja zajmuję się dziećmi. Chwila spokoju? nie bardzo, bo zaraz trzeba kąpać. Wykąpiemy dziewczyny i on zaraz musi szykować się do pracy....i dzień mija. Wiem wiem, nikt nie mówił,że będzie kolorowo i fajnie, ale mnie chyba dobija ta ciągła samotność. W zeszłym tygodniu najpierw lało,a potem dziewczyny chore a ja nawet z domu do sklepu nie mogłam wyjść...jak w pułapce.Zaczynam źle się czuć sama ze sobą. Nie zrozumcie mnie źle- kocham te moje brzdące najmocniej na świecie, ale nie mam tego komfortu jak z jednym dzieckiem- pójdę podrzucę koleżance na kilka godzin,żeby odpocząć....no bo kto podejmie się pilnowania dwójki niemowlaków?
Chyba wezmę i poszukam jakiś grup matek-żeby wyjść z domu do ludzi bo inaczej zwariuję w tej mojej samotni.
Mąż wychodzi do pracy, a ja usypiam dziewczyny. Całą noc ja sama do nich wstaje, co skutkuje niedoborem snu. Mąż wraca o 5 i kładzie się spać....a zaraz dziewczyny wstają. Hanka dzisiaj o 5:20 dała znak,że ona już wyspana. Więc wstaje z Hanią a zaraz za nami Weronka się budzi- i nie ma już spania. No i cały Boży dzień zajmuję się maluchami. Nawet w napisaniu posta mam problemy bo gdy ja siadam- zawsze któraś coś chce- jak nie pic, to jeść, to kupa, to zabawka, to smoczek itp. Identycznie jest z moimi posiłkami czy z innymi domowymi zadaniami- nie jestem w stanie zrobić praktycznie nic. Jeszcze obecnie bliźniaczki są na etapie- nie będę leżeć, nie będę siedzieć w bujaczku bo ja chcę stać i skakać.
Mąż wstaje to ja zazwyczaj kończę spacer. On robi obiad a ja zajmuję się dziećmi. Chwila spokoju? nie bardzo, bo zaraz trzeba kąpać. Wykąpiemy dziewczyny i on zaraz musi szykować się do pracy....i dzień mija. Wiem wiem, nikt nie mówił,że będzie kolorowo i fajnie, ale mnie chyba dobija ta ciągła samotność. W zeszłym tygodniu najpierw lało,a potem dziewczyny chore a ja nawet z domu do sklepu nie mogłam wyjść...jak w pułapce.Zaczynam źle się czuć sama ze sobą. Nie zrozumcie mnie źle- kocham te moje brzdące najmocniej na świecie, ale nie mam tego komfortu jak z jednym dzieckiem- pójdę podrzucę koleżance na kilka godzin,żeby odpocząć....no bo kto podejmie się pilnowania dwójki niemowlaków?
Chyba wezmę i poszukam jakiś grup matek-żeby wyjść z domu do ludzi bo inaczej zwariuję w tej mojej samotni.
czwartek, 15 maja 2014
Gdy choruje ciało dziecka, choruje też dusza matki...
Choróbska....każdy przez to przechodził i nie jest to miłe. Lecz gdy choruje ktoś, kogo się mocno kocha i nie można mu pomóc, to boli to jeszcze bardziej.
Zgadza się- moje dziewczyny obecnie są chore i na antybiotykach. Zaczęło się od Hani i lekkiej temperatury przez dwa dni, aż w Niedziele wieczorem walnęło kaszlem i porządną gorączką. Rano zaraz lekarz i na płucach było już słychać szmery. Dostałyśmy antybiotyk. Niestety po południu temperatura bardzo skoczyła i bałam się,że jak nie obniżę to będę musiała jechać do szpitala :( Na szczęście udało mi się ją zbić przy pomocy leków przeciwgorączkowych i chłodnych okładów. Ale po takiej akcji strach o własnie dziecko zostaje na długo...następne dwa dni co chwilę sprawdzałam czoło- czy aby znowu tak temperatura nie skoczyła.
Co jeszcze zaprzątało moją głowę- to,żeby Weronika nie zachorowała. Jak byłyśmy w Polsce to Hania miała chore gardziołko i dokładnie 3 dni później Weronika przejęła objawy. W tym przypadku było identyczne.We wtorek wieczorem Weronika już zaczęła kaszleć i mieć temperaturę. I tak się zastanawiam- czy one zawsze będą we dwie chorować? Czy jest to nieuniknione? A jak da się unikną przejścia to jak?
No i siedzimy we trzy w domu. Hania już powoli dobrzeje,Weronika jeszcze marudzi, a ja siedzę i się martwię o te moje kruszynki...bo po za podawaniem leków pomóc im nie mogę.Jakbym mogła to wolałabym sama chorować no ale cóż- jakoś tą odporność nabyć muszą .Ach ....
Zgadza się- moje dziewczyny obecnie są chore i na antybiotykach. Zaczęło się od Hani i lekkiej temperatury przez dwa dni, aż w Niedziele wieczorem walnęło kaszlem i porządną gorączką. Rano zaraz lekarz i na płucach było już słychać szmery. Dostałyśmy antybiotyk. Niestety po południu temperatura bardzo skoczyła i bałam się,że jak nie obniżę to będę musiała jechać do szpitala :( Na szczęście udało mi się ją zbić przy pomocy leków przeciwgorączkowych i chłodnych okładów. Ale po takiej akcji strach o własnie dziecko zostaje na długo...następne dwa dni co chwilę sprawdzałam czoło- czy aby znowu tak temperatura nie skoczyła.
Co jeszcze zaprzątało moją głowę- to,żeby Weronika nie zachorowała. Jak byłyśmy w Polsce to Hania miała chore gardziołko i dokładnie 3 dni później Weronika przejęła objawy. W tym przypadku było identyczne.We wtorek wieczorem Weronika już zaczęła kaszleć i mieć temperaturę. I tak się zastanawiam- czy one zawsze będą we dwie chorować? Czy jest to nieuniknione? A jak da się unikną przejścia to jak?
No i siedzimy we trzy w domu. Hania już powoli dobrzeje,Weronika jeszcze marudzi, a ja siedzę i się martwię o te moje kruszynki...bo po za podawaniem leków pomóc im nie mogę.Jakbym mogła to wolałabym sama chorować no ale cóż- jakoś tą odporność nabyć muszą .Ach ....
wtorek, 13 maja 2014
Diabeł tkwi w słodyczach...
Cukier- biała krystaliczna i wysoko przetworzona substancja nie zawierająca żadnych witamin czy mikroelementów. W 21 wieku można ją znaleźć praktycznie wszędzie- w parówkach, sosach czy nawet ketchupie. Uzależnienie od cukru jest traktowane jak alkoholizm czy narkomania. Zainteresowałam się tematem cukru,gdyż dziewczyny zaczynają jeść coraz więcej i wolą słodkie smaki jak kaszka czy owoce. Czy są skazane na to,że nie będą mogły wyobrazić sobie dnia bez słodkiego?
Tak czytam o tym białym demonie i jestem przerażona . Łyżeczka cukru hamuje działanie odpornościowych białych krwinek na 5 godzin! Gdy organizm dostaje dawkę białego cukru, to trzustka zaczyna szybko produkować insulinę, a to hamuje wydzielanie hormonu wzrostu! Jestem przerażona!
A my co? Od małego uczymy dzieci życia ze słodkim- na urodziny tort, w lato lody, w odwiedzinach ciastka i kawa, w nagrodę batoniki. Kiedyś w telewizji usłyszałam wypowiedź jednego z lekarzy- a czemu w nagrodę nikt nie daje marchewki czy jabłka? Zawsze są to słodycze.No tak- mama kupi kinderka jak będziesz grzeczny....Nawet w szpitalu ludzie zawsze przynoszą czekoladę!Czy nasze społeczeństwo samo w sobie jest uzależnione od słodkiego?
Mam znajomą, której syn nie je słodyczy. Jak to? po prostu- jak A był mały, to jego mama nie dawała mu do spróbowania słodkości i obecnie dzieciak ich nie lubi. Proste? Niby tak....na pewno mniej problematyczne bo zęby i zdrowie na tym skorzystają.
No a co z owocami? One przecież też zawierają cukier. Tak zawierają- ale jest to cukier zdrowy, naturalny i nieprzetworzony, do tego w owocach występują także witaminy i mikroelementy. Czyli owocom mówimy tak :)
Jak jest u was? Ja bardzo bym chciała, aby moje dziewczyny nie były słodoczoholikami- jak ich mama. A czy to mi się uda? Tego dowiemy się za jakiś czas.
poniedziałek, 12 maja 2014
Bliźniaczy konkurs:)
Moi drodzy! Ja wraz z dwoma współorganizatorami zapraszam serdecznie na konkurs :)
A jaki to konkurs? Minkowy :)
Każda mama posiada setki zdjęć swoich pociech na których dzieci mają prześmieszne minki. Czemu tego nie wykorzystać i spróbować swoich sił?
Nagrody są trzy:
Nagrody są trzy:
Dla dziewczynki z największą ilością "lajków"- prześliczna sukienka
Dla chłopczyka z największą ilością "lajków"- nieprzewracalny przyjaciel
I nagroda przyznana przez organizatorów- cudowna bransoletka wykonana przez Totolijo.
Na prawdę warto! Szczegóły znajdziecie Tutaj Powodzenia :)
sobota, 10 maja 2014
Niekapka nastał czas.
Kurcze ostatnio nie mam czasu na pisanie....samotne wychowywanie dwójki dzieci ma swoje minusy. Czemu samotne? Bo tak się czasami czuje- jakbym była sama. Mąż na nockach robi więc w nocy go nie ma a w dzień śpi- więc tez go nie ma....ach życie. No ale ja nie o tym będę pisać tylko o kubeczkach niekapkach.
Kubeczki tak zwane niekapki nabyłam już dawno. A tak trafiła się promocja i kupiłam kilka. Ostatnio się zastanawiałam- to kiedy zacząć je wprowadzać do użytku?
Na słoiczkach z zupkami pisze,żeby w trakcie jedzenia podawać picie z kubeczka lub szklaneczki. Kurcze to był słoiczek z rangi 4-6 miesięcy. Moja pierwsza reakcja- czy aby nie za wcześnie.... lecz po dłuższych przemyśleniach stwierdziłam jednak,że spróbuję. A co mi szkodzi? Jak wezmą to będę się cieszyć, jak nie to spróbuję później. Na tym także polega rodzicielstwo nie?- na pokazywaniu nowych rzeczy i umiejętności.
No więc,wczoraj po obiadku dałam dziewczynom do rąk kubeczki. Ponieważ posiadają one uchwyty, to ławo było im je złapać. No i jaka była reakcja? Hanka potrzymała kubek chwilę i puściła, za to Weronika to od razu z buzią do dziubka :) nie żeby od razu pięknie piła- coś tam ciumkała, sprawdzała jak to tam leci i trochę gryzła. Najważniejsze,że pierwsze koty za płoty. Teraz codziennie przy jedzeniu będę im na chwile dawać kubek,aż się nauczą z niego pić. Powoli- bez pośpiechu lecz to kolejny krok do dorosłości :D
A u was jak było- kiedy zaczęłyście wprowadzać inne sprzęty codziennego użytku?
Kubeczki tak zwane niekapki nabyłam już dawno. A tak trafiła się promocja i kupiłam kilka. Ostatnio się zastanawiałam- to kiedy zacząć je wprowadzać do użytku?
Na słoiczkach z zupkami pisze,żeby w trakcie jedzenia podawać picie z kubeczka lub szklaneczki. Kurcze to był słoiczek z rangi 4-6 miesięcy. Moja pierwsza reakcja- czy aby nie za wcześnie.... lecz po dłuższych przemyśleniach stwierdziłam jednak,że spróbuję. A co mi szkodzi? Jak wezmą to będę się cieszyć, jak nie to spróbuję później. Na tym także polega rodzicielstwo nie?- na pokazywaniu nowych rzeczy i umiejętności.
No więc,wczoraj po obiadku dałam dziewczynom do rąk kubeczki. Ponieważ posiadają one uchwyty, to ławo było im je złapać. No i jaka była reakcja? Hanka potrzymała kubek chwilę i puściła, za to Weronika to od razu z buzią do dziubka :) nie żeby od razu pięknie piła- coś tam ciumkała, sprawdzała jak to tam leci i trochę gryzła. Najważniejsze,że pierwsze koty za płoty. Teraz codziennie przy jedzeniu będę im na chwile dawać kubek,aż się nauczą z niego pić. Powoli- bez pośpiechu lecz to kolejny krok do dorosłości :D
A u was jak było- kiedy zaczęłyście wprowadzać inne sprzęty codziennego użytku?
czwartek, 8 maja 2014
Stylowa Środa w wersji mini czyli w odwiedzinach.
No i znowu modowo. Nie- nic nadzwyczajnego- po prostu lekko wystroiłam dziewczyny. Tym razem rządziły spódnice. A dlaczego wystrojone?Bo poszłyśmy w odwiedziny do znajomej, która ma 8 miesięczną córkę. Oj za niedługo jak będą wszystkie trzy biegać to będzie sajgon :D Zresztą to już teraz był mały, bo obecnie babiniec jest na etapie turlania się,więc podłoga była pełna :D
Osobiście to lubię takie wyjścia. Człowiek odchami się trochę od tych domowych pieleszy. Niby też idzie z dziećmi i robi wszytko to samo, co by robił w domu...ale dla mnie jednak jest inaczej. Może ja nie zdążę się jakoś specjalnie wyszykować- zwłaszcza teraz, gdy Hanka ma rzut na zęby- ale zawsze to wyjście. Pogadamy o dzieciach, no bo w sumie głównie teraz koło tego tematu kręci nam się życie,ale i poplotkujemy oraz napijemy się kawy w towarzystwie dorosłych :D
No a moje modelki jak zwykle mnie nie zawiodły :) One zawsze wiedzą,że robi im się zdjęcia hehe.
Osobiście to lubię takie wyjścia. Człowiek odchami się trochę od tych domowych pieleszy. Niby też idzie z dziećmi i robi wszytko to samo, co by robił w domu...ale dla mnie jednak jest inaczej. Może ja nie zdążę się jakoś specjalnie wyszykować- zwłaszcza teraz, gdy Hanka ma rzut na zęby- ale zawsze to wyjście. Pogadamy o dzieciach, no bo w sumie głównie teraz koło tego tematu kręci nam się życie,ale i poplotkujemy oraz napijemy się kawy w towarzystwie dorosłych :D
No a moje modelki jak zwykle mnie nie zawiodły :) One zawsze wiedzą,że robi im się zdjęcia hehe.
wtorek, 6 maja 2014
Do lamusa.
Jako nowa mama całą ciążę zastanawiałam się nad tymi wszystkimi gadżetami wspomagającymi opiekę nad dziećmi- bujaczki, leżaczki, ręczniki z kapturkami,kosze na pieluchy i tym podobne. Moje dziewczyny mają prawie 6 miesięcy- czy nadal używam tego wszystkiego? Otóż to- dużo rzeczy już poszło do lamusa.
Od czego by tu zacząć. Najpierw odstawiłam podgrzewacz. Niby fajny gadżet i bardzo szybko wodę podgrzewał, ale jak się zapomniałam to woda była za gorąca. Lepiej wychodziło mi mieszanie gorącej wody z termosu i zimniej przegotowanej ze dzbanka. A obecnie to i termosu też nie używam. Dziewczyny jedzą już w tak dużych odstępach czasowych więc spokojnie mogę wodę zagotować wcześniej.
Kolejną rzeczą którą schowałam była huśtawka. Babice zaczynały się w niej kręcić i wiercić, a i to bujanie już ich tak nie uspokajało. No więc schowane.
Dużo gadżetów poszło do lamusa po powrocie z Polski. Kosz Mojżesza- już za mały. Termometr pokojowy- bo w końcu już zima poszła i temperatura w pokoju unormowana. Ręczniki z kapturkiem- bo też małe. Ooo wanienka- dziewczyny już są za długie i muszę powoli myśleć o kąpieli w wannie. Niestety póki małe nie siedzą stabilnie to jeszcze staram się je kąpać w tej mikro wanience- ale nie powiem- wymaga to ode mnie zręczności, co żeby nie zachlapać podłogi :P
Najważniejsze- gondole. Dziewczyny jeżdżą już w spacerówkach- zazwyczaj na leżąco- ale jednak . Gondole jak reszta rzeczy- już za ciasne :)
Aaaa jeszcze coś- maty interaktywne. Obecne jesteśmy na etapie obracania się z pleców na brzuch, więc pozycja-tylko na leżąco jest już po prostu nudna. Zabawki teraz ogląda się najlepiej z pozycji siedzącej -no więc i maty nie używane poszły do szafy.
No i to,po czym każdy widzi,że dzieci rosną-ciuchy, ciuchy i jeszcze raz ciuchy. Już chyba kilka reklamówek odłożyłam. Ale nie martwcie się- wszystko to wymienione powyżej idzie dalej- koleżanka spodziewa się córki- a ja się cieszę,że komuś to wszystko się przyda. :)
Od czego by tu zacząć. Najpierw odstawiłam podgrzewacz. Niby fajny gadżet i bardzo szybko wodę podgrzewał, ale jak się zapomniałam to woda była za gorąca. Lepiej wychodziło mi mieszanie gorącej wody z termosu i zimniej przegotowanej ze dzbanka. A obecnie to i termosu też nie używam. Dziewczyny jedzą już w tak dużych odstępach czasowych więc spokojnie mogę wodę zagotować wcześniej.
Kolejną rzeczą którą schowałam była huśtawka. Babice zaczynały się w niej kręcić i wiercić, a i to bujanie już ich tak nie uspokajało. No więc schowane.
Dużo gadżetów poszło do lamusa po powrocie z Polski. Kosz Mojżesza- już za mały. Termometr pokojowy- bo w końcu już zima poszła i temperatura w pokoju unormowana. Ręczniki z kapturkiem- bo też małe. Ooo wanienka- dziewczyny już są za długie i muszę powoli myśleć o kąpieli w wannie. Niestety póki małe nie siedzą stabilnie to jeszcze staram się je kąpać w tej mikro wanience- ale nie powiem- wymaga to ode mnie zręczności, co żeby nie zachlapać podłogi :P
Najważniejsze- gondole. Dziewczyny jeżdżą już w spacerówkach- zazwyczaj na leżąco- ale jednak . Gondole jak reszta rzeczy- już za ciasne :)
Aaaa jeszcze coś- maty interaktywne. Obecne jesteśmy na etapie obracania się z pleców na brzuch, więc pozycja-tylko na leżąco jest już po prostu nudna. Zabawki teraz ogląda się najlepiej z pozycji siedzącej -no więc i maty nie używane poszły do szafy.
No i to,po czym każdy widzi,że dzieci rosną-ciuchy, ciuchy i jeszcze raz ciuchy. Już chyba kilka reklamówek odłożyłam. Ale nie martwcie się- wszystko to wymienione powyżej idzie dalej- koleżanka spodziewa się córki- a ja się cieszę,że komuś to wszystko się przyda. :)
niedziela, 4 maja 2014
Z glutenem za pan brat.
Witam was serdecznie z małym glutenowym problemem- kiedy, jak i gdzie w końcu go wprowadzać? No ale zacznijmy od podstaw-co to w ogóle jest ten gluten?
Gluten jest to białko, które występuje w pszenicy, owsie, życie i jęczmieniu. Można go znaleźć głównie w produktach mącznych, ale także w płatkach kukurydzianych czy nawet wędlinach. Czyli...jest praktycznie wszędzie.
Ale kiedy najlepiej zacząć? No To już zależy od rodzaju podawanego dziecku mleka- butla czy pierś. Moje pannice karmione są mlekiem modyfikowanym, wiec u nas będzie to od drugiego półrocza życia.
Czas mija bardzo szybko a moje dziewczyny powoli zbliżają się do 6 miesiąca więc najwyższy czas konkretnie zacząć myśleć nad wprowadzaniem tego glutenu. No to szperam w necie, czytam te wszystkie artykuły oraz komentarze. I do czego doszłam? Że jest to strasznie powolny proces gdyż trwa to aż 3 miesiące! Jak to?
Jak rożne są opinie na temat tego, kiedy wprowadzać gluten, tak co do ilości wszyscy są zgodni- raz dziennie po 3gramy kaszki manny lub innej zbożowej kaszki dodawanej do posiłku-przez dwa miesiące. Potem 6gramow prze kolejny miesiąc. Osobiscie nie sądziłam,że trwa to aż tak długo! Myślałam,że to będzie tak samo jak z wprowadzaniem nowych posiłków- kilka razy dajemy po troszkę, sprawdzamy czy jest rekcja. Jak jest ok, to już spokojnie jemy. Cóż...człowiek całe życie się uczy.
Ale kiedy najlepiej zacząć? No To już zależy od rodzaju podawanego dziecku mleka- butla czy pierś. Moje pannice karmione są mlekiem modyfikowanym, wiec u nas będzie to od drugiego półrocza życia.
Czas mija bardzo szybko a moje dziewczyny powoli zbliżają się do 6 miesiąca więc najwyższy czas konkretnie zacząć myśleć nad wprowadzaniem tego glutenu. No to szperam w necie, czytam te wszystkie artykuły oraz komentarze. I do czego doszłam? Że jest to strasznie powolny proces gdyż trwa to aż 3 miesiące! Jak to?
Jak rożne są opinie na temat tego, kiedy wprowadzać gluten, tak co do ilości wszyscy są zgodni- raz dziennie po 3gramy kaszki manny lub innej zbożowej kaszki dodawanej do posiłku-przez dwa miesiące. Potem 6gramow prze kolejny miesiąc. Osobiscie nie sądziłam,że trwa to aż tak długo! Myślałam,że to będzie tak samo jak z wprowadzaniem nowych posiłków- kilka razy dajemy po troszkę, sprawdzamy czy jest rekcja. Jak jest ok, to już spokojnie jemy. Cóż...człowiek całe życie się uczy.
Ja już wiem,że będę dodawała te 3 gramy do wieczornego posiłku, bo już od kilku osób słyszałam,że dzięki temu dzieci dłużej śpią. Się okaże- dam znać :)
A jak było u was? Stosowałyście się do tych gramowych wytycznych? Były u was jakieś reakcje na gluten, bo w sumie nie wiem czego mam się spodziewać.
piątek, 2 maja 2014
Nowa zakładka.
Mała informacja dla tych osób, które nie śledzą nas na Facebooku.
Powstała nowa zakładka- "Nasz pierwszy Raz" . Będę tam wpisywać wszystkie nowo nabyte umiejętności- i oczywiście daty. Pamięć bywa ulotna, a tak to przynajmniej będzie wszystko w jednym miejscu zapisane.
Pozdrawiamy :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)